Bordeaux – winna ziemia obiecana. Kawałek Francji znajdujący się w departamencie Żyrondy, gdzie rzekomo robi się najlepsze wina na świecie. Produkuje się też najwięcej jakościowego wina – 6 milionów hektolitrów, czyli 600 milionów litrów, czyli 800 milionów standardowych butelek 0,75 l – sporo. Dla porównania, w Chianti powstaje nieco ponad milion hektolitrów wina.
W Bordeaux powstało aż 57 apelacji, z których najbardziej znane to St. Emillion, Medoc, Graves, Pomerol czy Sauternes. W większości wytwarzane jest tam czerwone wino, a uprawiane czerwone szczepy to Merlot, Cabernet Sauvignon i Cabernet Franc. Z białych zaś obecne są Semillon, Sauvignon Blanc i Muscadelle. Wina z Bordeaux to jednak nie tylko szacowne Chateaux, w których każde grono jest niesione a muślinowej poduszce do kadzi, w których jasnowłose dziewice ugniatają je kształtnymi stopami, aby wycisnąć sok. Jest tam też miejsce dla bardziej pospolitych metod, jak zbiory mechaniczne. Swoją drogą to niektórzy mają dobrze – my tu wykopki a oni winobranie. Ech.
Mój bohater przyjechał właśnie z tej pięknej, winem płynącej krainy. Wyprodukował go Raymond VFI, który stawia na produkcję biologiczną – czyli bez pestycydów i herbicydów z naturalnym nawożeniem. Jak podaje w krótkim wywiadzie obecny właściciel, producent posiada 150 ha winnic, z których otrzymuje od ok 800 tys. do 1 miliona butelek rocznie – od hipermarketowych półkowników (tak, celowo z błędem) po rarytasy w nakładzie 6 tys. sztuk. I w przypadku Terres Nouvelles mamy raczej kontakt z tą pierwszą grupą.
Sądzę, że jest to całkiem przyzwoite bordeaux, ale jakoś nie przypadło mi do gustu. W kieliszku średnio głęboki, wiśniowy kolor. W nosie trochę jeżyn, trochę wiśni z pestką, nieco nuty ziemistej (ciężko mi to inaczej określić – przypomina wilgotną, wiosenną ziemię po orce) i lekkie nuty wanilii (beczka). W ustach umiarkowane taniny, co sprawia, że jest gładkie. Sprawia też wrażenie pewnej „rosołowatości”, pozostawia w ustach fakturę i posmak jak po dobrym rosole z wiejskiej kury. Kupiłem to wino zachęcony podsumowaniem pięciu hitów Lidla, nagranym przez Winicjatywę. Niestety, nie do końca mi ono odpowiada – jak na mój gust zbyt nudne i nie pozostawiające po sobie żadnych wspomnień. I choć nie płakałem po tych niemal 18 złotych, jakie przyszło mi za flaszkę zapłacić, to mimo wszystko za dwa złocisze więcej wolę Tour De Baillou z Żabki (bo jest lepsze i do Żabki mam 50 metrów) a jak zechcę poszaleć (he, he) to za ok. trzy dychy (jak ma się kartę Centrum Wina) jest fajne Dourthe Grand Terroires, o którym za dwa wpisy.
Podsumowując – to wino jest jak Volkswagen Jetta w turbodieslu – solidne, zawiezie Cię gdzie chcesz, ale zapomnisz o nim, zamykając za sobą drzwi.
Terres Nouvelles Bordeaux 2012
Kupione w Lidlu
Cena: 17,99
Ocena: 6,5/10