Wszyscy, co to choć trochę się winem interesują wiedzą, że prędzej czy później trafi się do Ameryki Południowej. Do zachodniej jej części. Do cienkiego paska ułożonego południkowo i ciągnącego są na długości 4,3 tysiąca kilometrów. To jak z Gdańska gdzieś na południowo-wschodni brzeg Morza Kaspijskiego!
Do Chile.
Chile to światowa potęga winiarska, która zalewa cały świat nieprzyzwoicie pijalnymi winami, które są jak muzyka środka – niby nikt nie słucha, a każdy nuci.
Urok uprawy winorośli w tym kraju polega na tym, że klimat nie ma tam aż tak dużego wpływu na jakość zbiorów. Jak powiedział na jakiejś degustacji tak zwany ambasador marki – sezony są równe, nie ma wielkich różnic pomiędzy rocznikami i pozwala to producentom utrzymać bardzo podobną jakość gron. W efekcie mają oni możliwość produkowania przyzwoitych win, które są bardzo pijalne, powtarzalne i schlebiają najszerszej liczbie podniebień. Nie znaczy to broń Boże, że są złe. Są dobre, ale w pewnym momencie ma się ochotę na nieco więcej.
Wino zakupiłem przy okazji kupna Cefiro Cebrnet Sauvignon, które będę testował w ramach mojego testu porównawczego win z tego samego szczepu. Poprosiłem o coś lekkiego na wieczór i dostałem Ochagavię Medialuna Cabernet Sauvignon/Merlot (proporcje 75%/25%) – podobno super opcja do sączenia solo.
Tak więc (już pisałem o mojej polonistce i o tym, że nie zaczyna się od „A więc”) wziąłem flaszę od twórcy współczesnego chilijskiego winiarstwa i zarazem jednego z większych producentów w kraju (bo tam królują wielkie firmy). A twórca dlatego, że ojciec założyciel, niejaki Silvestre Ochagavía Echazarreta – kopalniany i rolniczy przemysłowiec, w roku 1851, po powrocie z Europy, zwiózł do kraju klasyczne bordoskie szczepy: Caba, Merlota, Pinot Noir, Semillon i inne. Na ten rok datuje się powstanie domu Ochagavia. Cóż więc oferują mi jego potomkowie w butelce za 25 złotych? Początek jest niczego sobie – oko ładne, bordowe, ale niezbyt intensywne. Aromaty tego kupażu to malina i wiśnia, do tego porzeczka i w ogóle owocowe klimaty, bo wino beczki nie widziało. W ustach jest zaś świeżość, wszystko lekkie – lekkie taniny, lekka kwasowość, lekkie ciało (ale nie wodniste). Po wszystkim w ustach pozostaje posmak czarnej porzeczki – wyraźny efekt Caberneta. I to jest tak, jeśli wypijemy tego wina klasyczną lampkę w knajpie, czyli 150 ml. W trakcie drugiego kieliszka robi się nieprzyjemnie ciężko i ulepkowato, wino traci rześkość, a pojawia się męcząca nuta. Nie wiem, jak z cukrem resztkowym, ale mnie się wydaje, że to jest jednak wino półwytrawne, które traci w czasie picia – ewoluuje w złym kierunku.
Gdyby porównać to wino w kategorii muzyki pop, jest ono jak Katy Perry – ładnie wygląda, miło słucha się singla (nie przeszkadza, jak leci w tle), ale albumu byśmy nie kupili, bo jest jak 99 procent wykonawców gatunku. Zupełnie inaczej, niż z Morrisseyem, którego znamy od lat, wiemy, że niewiele się zmienił, ale ciągle ma coś do powiedzenia.
Zresztą – porównajcie:
Podsumowując – od drugiej porcji wino męczy, ale mam świadomość, że będzie odpowiadało dużej liczbie osób, które w ogóle ze sfermentowanym sokiem z winogron mają małą styczność – dla nich więc bomba i jak najbardziej polecam. Jest miło, gładko i bez konieczności refleksji. Natomiast ci, którzy winem żyją, cóż – ze tę cenę weźcie Veltlinera z Lidla.
Ochagavia Medialuna Cabernet/Merlot 2013
Kupione w Centrum Wina
Cena: 28 zł (ja nabyłem za 21 w ramach promocji na chilijskie wina)
Ocena: 6,5/10 (dla tych, co wino piją rzadko, będzie to ok 8-9/10)