Wczoraj, czyli 15 października, w gościnnych progach 6 Win przy ulicy Stawki 3 miałem przyjemność brać udział w degustacji win tokajskiego producenta Chateau Dereszla. Degustacja zaiste ciekawa, albowiem Gabor Weiner pokazał dwie twarze tego pięknego regionu – słodką i tradycyjną oraz wytrawną i nowoczesną.
Ale na początek parę faktów. Jak będę nudził, śmiało możecie przeskoczyć do opisów degustowanych win.
Tokaj to region winiarski leżący w północno-wschodniej części Węgier (co prawda region Tokaj sięga też Słowacji, ale wino tam produkowane z węgierskim Tokajem ma wspólną tylko nazwę) u zbiegu rzek Cisa i Bodrog, gdzie winogrady są zasadzone na ok. 6 tysiącach hektarów. Słynie oczywiście z produkcji słodkiego wina o tej samej nazwie, które cieszyło się niezwykłą estymą w sarmackiej Polsce (słynne „Nie masz wina nad węgrzyna”). Zresztą – dziś też jest to bardzo rozpoznawalny „brend”. Uprawia się tam przede wszystkim trzy szczepy: Furmint (70%), Hárslevelű (20%) i Sárgamuskotály (żółty Muszkat – 5%). Kilka procent to krzyżówki, które powstały w czasach słusznie minionej epoki i miały na celu podniesienie wydajności – tacy Wincetowie Pstrowcy winnego świata.
Dwa najbardziej znane wina z Tokaju to Aszu (do 2013 roku 3-, 4-, 5-, 6- puttonowe) i Szamorodni. Pierwszy powstaje w wyniku dodania do 136 litrów wytrawnego wina odpowiedniej liczby puttonów (ok. 25 kilogramowe wiadro) ręcznie zabranych winogron zainfekowanych szlachetną pleśnią botrytis cinerea, która sprawia, że jagoda staje słodkim rodzynkiem niemal pozbawionym wody (takie grona zwie się Aszu). Drugim popularnym rodzajem jest Szamorodni (tak, to z polskiego, od słowa samorodne). Różni się on tym od od Aszu, że powstaje w wyniku maceracji winogron zarówno zbotrytyzowanych jaki i nie dotkniętych pleśnią. Jest to z oczywistych względów wino mniej słodkie, co nie znaczy, że mniej szlachetne. To jest tradycyjna strona Tokaju.
Druga, którą pokazał Gabor (i dał jej spróbować), to wina wytrawne lub półsłodkie, świeże, najlepsze do picia jak najszybciej po zabutelkowaniu. W zasadzie powstają z tych samych szczepów, lecz grona zbierane są wcześniej, nie czeka się na nagromadzenie pleśni, beczki zastępuje się stalowymi kadziami.
Teraz chwila o Chateau Dereszla (Deresla – Węgrzy, oprócz tego, że mówią w języku do-niczego-nie-podobnym, to jeszcze tam, gdzie piszą „Sz” mówią „S” i vice versa). To stara winnica, której początki sięgają XV wieku, o ile oczywiście wierzymy stronie www. W roku 2000 została kupiona przez francuską rodzinę D’Aulan, która posiadała kiedyś słynnego Piper-Heidsiecka, a teraz jest współwłaścicielem (wraz z Credit Agricole) domu Taittinger (też szampan). Do roku 2007 na 60 ha prowadzone były prace modernizacyjne, których wynikiem są całkiem niezgorsze wina, oddające dwie natury Tokaju – nowoczesną i tradycyjną. Obie dobre.
W pierwszej kolejności podano Tokaj Furmint – cudownie świeże wino o ledwie zaznaczonej barwie, pełne aromatów cytrusów z limonką na czele. W ustach lekkie niczym woda, orzeźwiające i o dobrej kwasowości. Ta kosztująca tylko 29 złotych flasza to cudowna sprawa. Polecam wszystkim – niesamowite doznanie. 8/10.
Następnie do kieliszków trafił Tokaj Sargomuskotaly. Niestety był to błąd, bo aromaty wina były bardzo ukryte, w zasadzie można powiedzieć, że uleciały i nawet wspomnienie po nich nie zostało (później Gabor przyznał, że z Muszkatem jest tak, że najlepiej wypić go do pół roku po zabutelkowaniu – jak widać my spóźniliśmy się o parę miesięcy). W ustach nieco więcej struktury, ale ciężko powiedzieć, że wino zrobiło na mnie wielkie wrażenie. Było w każdym elemencie zbyt puste. Za 39 złotych można kupić coś lepszego. 6,5/10
Na przykład wino o prostej nazwie Dry. To kupaż Furminta, Sargomuskotaly i zdaje się, że krzyżówki o nazwie Kabor (ale tu mogę się mylić). I to wino było naprawdę bardzo dobre. Zachowało orzeźwiającą wyrazistość Furminta, wzbogaconego o walory dwóch pozostałych szczepów. Wino piękne w aromatach, dobre w smaku i w ogóle bardzo wporzo. Weźcie zamiast czystego Muszkatu, bo cena ta sama – 39 pln. Naprawdę warto. 7,5/10
Degustację modernistycznej twarzy Tokaju zakończyliśmy ciekawym winem półsłodkim (sic!!!!) o wdzięcznej nazwie Dorombor nem szaraz. Jest to odpowiedź na potrzeby rynkowe, typowe wino skierowane do młodej klienteli, którą trzeba zachęcić do picia sfermentowanego soku z winogron. To kupaż 50% Furminta i 50% Sárgamuskotály. Nawet etykieta jest zupełnie inna. Bardziej przypomina Yellow Tail czy inne Cudgee Creek. Jest kolorowa i zdecydowanie rzuca się w oczy. A w smaku? Bardzo przyjemne – słodycz jest ładnie kontrowana kwasowością, więc nie mamy tu do czynienia z ulepkiem, lub z winem, w którym cukier ma przyćmić wszystkie braki trunku. Tę butelkę zabrałem do domu, bo to dobra flasza, żeby otworzyć z jakimś nieszczęśnikiem, który wina nie pije – na pewno się przekona. To dobrze wydane 35 złotych. 7/10
Tak więc (nie zaczyna się, wiem, ale co zrobić) nowoczesne, półsłodkie wino wprowadziło nas w słodką tradycję, którą był Tokaj Szamorodni. Oleiste, słodkie wino z wyraźnymi nutami pleśniowo-piwniczno-utlenionymi. Nos ledwie zdradzał, jakie przyjemności kryją się w kontakcie z kubkami smakowymi. Wino cudownie zalało język, wyraźnie czuć było cukier, ale był on skutecznie kontrowany dobrą kwasowością. To właśnie jest cały urok słodkich Tokajów – słodycz nie zabija, nie zalepia ust, nie jest męcząca pomimo potężnego ciała i dużej ilości cukru. I takiż był ten Szamorodni. Podane do słodkich win figi, sery pleśniowe czy orzechy doskonale komponowały się ze słodyczą. Na jesień fajne wino w niezłej cenie – 49 pln za pół litra. 7,5/10
Wieczór zwieńczyło 3 puttonowe Aszu. Wino o lepkiej konsystencji, przypominające w barwie płynny miód lipowy. Zostawiało piękne łzy na ściankach kieliszka, w nosie znów nuty utlenienia, ale też przebijała się do nosa słodycz. W ustach – cóż. Piękne. Wyważone. Słodkie, jak cukierek, ale ciągle zbalansowane, kwasowość znowu ożywiła je, nie pozwoliła, żeby trunek stał się męczącą krówką-mordoklejką. Mnie najbardziej podeszło z suszonymi morelami. Oba smaki doskonale się uzupełniały. Zaiste – piękne wino, które może nie nadaje się do codziennego picia, ale ze dwa-trzy razy w roku warto się szarpnąć i coś takiego nabyć. Sądzę, że poza osobami nietolerującymi win słodkich, przypadnie ono do gustu każdemu. Trzeba jednak wysupłać 79 złociszy na półlitrową flaszkę. Ale od święta chyba można. 8,5/10
Muszę przyznać, że obie odsłony madziarskiego regionu były warte uwagi. Szczerze mówiąc nie spodziewałem się po takiej jakości po wytrawnych winach znad Cisy. W moim przekonaniu mogłyby stać się u nas takim hitem, jak Prosecco czy Vinho Verde. Dla mnie na pewno stały się alternatywą na upały. Świetne, odświeżające i do picia, nie do myślenia. W przyszłym roku będę wyczekiwał rocznika 2014. Mam nadzieję, że będzie równie dobry, jak 2013. A słodkie – cóż, utwierdziły mnie w przekonaniu, że to jeden z najpiękniejszych regionów na świecie. Wybierzcie się tam. Biuro podróży na Stawki 3 czeka 🙂
[…] win czerwonych, zaś dekantuję czerwone wszystkie) wcale mi nie podchodził. Tymczasem taki Tokaj to […]
[…] butelce. Pojawiło się z kurierem od Lidla po to, aby jednoznacznie stwierdzić, że taki Tokaj to […]