Pisałem w pierwszym wpisie „będę szukał tej samej radości, jaką znalazłem w glinianej czarce musującego gutturnio w wiejskiej trattorii”, jako sednu bloga. I dziś właśnie będę pisał o czymś, co to Gutturnio przypomina (i stanowi zazwyczaj 55-60 proc. jego składu) – słodkiej Bonardzie w wersji frizzante ze wzgórz Piacenzy.
Colli Piacentini, czyli Wzgórza Piacenzy, to region klasy DOC położony w północno-zachodniej części regionu Emilia-Romagnia, na południe od Piacenzy. To piękny, górzysty teren, w którym odległości między miejscowościami podaje się w minutach a nie w kilometrach. Od wioski do wioski wiodą piękne, kręte drogi, pełne cudownych widoków, które zapowiadają pojawienie się Apeninów nieco dalej na zachód. Nieco na południe od Colli Piacentini rozciąga się region produkcji najsłynniejszego na świecie twardego sera – Parmigiano Regiano a także równie popularnej, długo dojrzewającej szynki Prosciutto di Parma. Jak sami widzicie, jest to zakątek na tym świecie, gdzie człowiek nie może być nieszczęśliwy.
Dla regionu charakterystyczne jest wspomniane przeze mnie na samym początku Gutturnio, które w 2010 doczekało się własnej apelacji. Występuje ono w kilku odmianach, od bardzo radosnej, niezwykle żywej wersji frizzante, które tradycyjnie podaje się w glinianych czarkach, po wersję superiore riserva, która dojrzewa co najmniej 6 miesięcy w beczce i 18 w butelce (choć mam w swoich zapasach Gutturnio Superiore, które leżakowało aż 18 miesięcy w nowych, dębowych beczkach). W skład tego wina wchodzą Barbera i Croatnia (nazywana tutaj też Bonardą i z „ta” Bonardą niemająca nic wspólneo).
W moje zaś ręce wpadła butelka Bonardy (czylij Croatiny) od Cantina di Vicobarone. To spora spółdzielnia, która liczy ok. 250 członków a łączny areał to 700 hektarów Barbery, Bonardy, Malvasii i Ortrugo. Wino nabyłem przypadkiem na stoisku w trakcie kiermaszu w Blue City. Nie wahałem się ani minuty, gdy zobaczyłem napis Bonarda Frizzante. Szybko wylądowało u mnie w torbie.
Przyszedł czas na jego odkorkowanie (miałem cichą nadzieję, że przypomni mi owe Gutturnio, które z moim przyjacielem Karolem sączyliśmy w wiejskiej trattorii gdzieś na wzgórzach w okolicach Salsomaggiore). No i nadzieja nie okazała się płonna. Wino fioletowo-wiśniowe aż skrzy się od delikatnych bąbelków. W nosie wiśnie. Ale takie całkowicie dojrzałe, zostawione w naczyniu, do którego je zebrano, na dwie godziny w pełnym, lipcowym słońcu. Oszałamiające. W ustach to samo – dojrzałe wiśnie ze smakiem soku z winogron. Pyszne. Delikatne bąbelki podkreślają świeżość i rześkość, a także nie do końca poważny charakter tego wina. Cudowne reminiscencje – wakacje zaklęte w kieliszku, choć na godzinę czy dwie. Jest proste, smaczne, ma piękny kolor, a delikatne bąbelki w ustach mówią „Kocham Cię”. To wino powstało po to, żeby sprawiać fizyczną przyjemność podczas picia. Nawet niski poziom alkoholu to mówi – wypijesz butelkę, a następnego dnia będziesz czuł się dobrze. Wystarczy je schodzić i pić. Nic więcej, nic mniej.
Wiem, że nie jest to wielkie wino – to prosty trunek, ale sprawił mi bardzo dużo przyjemności. Gdybym miał pić jakieś wino do końca swych dni, sądzę, że to mogłoby być właśnie to. I mam gdzieś, że ktoś mi zarzuci, że to dosyć marny napitek – na szczęście na blogu mogę sobie pozwolić na wyjście poza ramy standardowej oceny – oko, nos, usta, overall. Tutaj mogę wszystko i daję tej butelce 10/10. Szkoda tylko, że to, co w hurcie kosztuje 3 euro za butelkę we Włoszech, u nas kosztuje 3 razy więcej.
Cantina di Vicobarone Bonarda Dolce Frizzante
Kupione na kiermaszu w Blue City
Cena: 36,00
Ocena: 10/10