Hiszpania gości znowu w moim kieliszku. Tym razem jest to Toro, czyli apelacja klasy Denominacion de Origen położona w prowincji Zamora w północno-zachodniej części wspólnoty autonomicznej Castilla y Leon.
Zasadzonych jest tam 8000 hektarów winnic, z czego 5500 zarejestrowanych jest jako spełniające wymagania apelacji. Położenie geograficzne to oczywiście klimat. W Toro jest to klimat kontynentalny z silnymi wpływami Oceanu Atlantyckiego. Zimy są srogie, z minimalnymi temperaturami sięgającymi -10 stopni Celsjusza, lata zaś bardzo długie i gorące – temperatura przekracza nawet 40 stopni. W związku z tym występują tu wiosenne przymrozki, które jak wiadomo są niebezpieczne dla wszystkich upraw bazujących na kwitnieniu. Z kolei ilość godzin słonecznych, która może wynieść aż 3000 rocznie, powoduje, że rosnące tam winogrona pełne są cukru, a co za tym idzie – wina tam produkowane mogą mieć moc nawet 17%, aczkolwiek zasady apelacji obniżyły dopuszczalny maksymalny próg zawartości alkoholu do 15%.
W Toro uprawia się klasyczne szczepy: Tempranillo, które tu nazywane jest Tinta de Toro, Garnachę, Verdejo i Malvasię. Oczywiście zdecydowanie więcej produkuje się tu win czerwonych.
Tym razem nabyłem za ciężko zarobione pieniądze właśnie Tempranillo – Bajoz Tempranillo Toro. Wyprodukowana została przez Pagos del Rey, wielkiego producenta, należącego do holdingu Félix Solís Avantis – jednego z 10 największych w świecie producentów wina, jak chwali się na stronie. Holding ten to dwie marki – Pagos del Rey właśnie oraz Felix Solis. Ta pierwsza ma poza Toro ma winiarnie również w Ribera del Duero, Ruedzie oraz Riosze. Winiarnia w Toro to niezła fabryka, na 20 tysiącach metrów kwadratowych mieszczą się tanki gotowe pomieścić 13 milionów litrów wina. Co więcej, jak podaje Pagos del Rey, w piwnicy mają miejsce na 2 tysiące beczek z dębu amerykańskiego i francuskiego do dojrzewania najlepszych win.
Moje wino jednak beczki nie oglądało. To czyste Tempranillo, które znane jest z mocnej przyrodzonej taniczności i owocowych aromatów. W barwie było dosyć przejrzyste i rubinowe. Nos zapowiadał się nieźle, mimo, że na początku wylazł mocny alkohol (choć tylko 13,5%) – pojawiły się wiśnie, jakaś truskawka w tle, trochę śliwki i lukrecja. Tak zachęcony postanowiłem w końcu dać zadość jamie ustnej 🙂 No i niestety klops! Gdybym wino miał oceniać tylko na podstawie nosa, dostałoby całkiem niezłą ocenę. Jednak bardziej bezpośredni z nim kontakt to wielkie rozczarowanie. Wino nie ma w sobie nic poza dojmującą kwasowością i tanicznością. Byłoby to do zniesienia, gdyby było to skontrowane owocem i jakąś strukturą. W tym wypadku jednak odniosłem wrażenie, że jest to sok wiśniowy z dodatkiem kwasku cytrynowego. Wino było puste i mało smaczne – zarówno na świeżo, jak i po godzinie oraz następnego dnia. Nic mu nie pomogło. Dlatego wykorzystałem do przyrządzenie coq au vin w mojej wersji. No i tu już jakoś się to zgrało 🙂
Wino kosztuje prawie 4 dychy. Za tę cenę weźcie jednak dwie flaszki Alpedrinhii, która ma dosyć podobną charakterystykę, ale ma też więcej ciała, struktury i owocowości. No i jest dostępna na w promieniu trzystu metrów od Waszych mieszkań.
Niby w tym Toro tyle słońca, a tu go wyjątkowo zabrakło. Szkoda.
Bajoz Tempranillo Toro 2012
Kupione w Centrum Wina
Cena: 37,90
Ocena: 4 (i to tylko dlatego, że nos był przyjemny)