Nie ma takiego osobnika, co by nie chciał napić się dobrego wina do trzech dyszek. Zdarza się coraz częściej znaleźć w tej cenie przyzwoite butelki, ale to, co opiszę za chwilę, to naprawdę wyjątkowa jakość w swojej cenie. Importer South Wine zaprosił mnie na degustację poludniowoafrykańskich win z winnicy Excelsior. I to fajny wieczór był. Miał nawet kontynuację w Düsseldorfie.
Muszę przyznać, że Południowa Afryka podoba mi się coraz bardziej. Według mnie mają tam najbardziej subtelny i wysublimowany styl wina spośród krajów Nowego Świata, dostępnych w podobnych cenach. I o ile w kwocie około 30 PLN to różnice między RPA a Chile czy Argentyna nie są zasadnicze (choć zauważalne), o tyle te w granicach 50-60 złociszy już odskakują w fajne bardzo rejony, i to te francuskie (wiadomo, historia zobowiązuje). Mając to na uwadze domyślacie się zapewne, że z nieukrywaną przyjemnością skorzystałem z zaproszenia South Wine na degustację winnicy Excelsior. Okazało się również, że degustację zakończą dwa winna z winnicy Meerlust. I to nie podstawowe etykiety. Spotkanie prowadził Hannes Spangenberg – brand manager (na szczęście nie junior) w winnicy Excelsior.
Historia Excelsiora sięga 1859 roku i związana jest z rodziną De Wet. Osiedliła się ona w dolinie Robertson, która leży wgłąb lądu za Francuskim Zaułkiem (o którym więcej tutaj). Najpierw zajmowali się oni strusiami, a raczej strusimi piórami, które onegdaj były warte tyle, co nie przymierzając diamenty. Jednak przyszedł kres piórowemu prosperity, więc następne pokolenie skupiło się na hodowli koni wyścigowych, które zyskały sobie sławę w Południowej Afryce i przysporzyły kilku hazardzistom niezłego zysku. Ale władze tego pięknego kraju postanowiły zakończyć zakłady na wyścigi konne, więc następna generacja podjęła jedyną słuszną decyzję – stawiamy na wino. I tak do od tego momentu świat cieszy się winami od rodziny De Wet. Na 220 hektarach rosną Sauvignon Blanc, Chardonnay, Viognier, Shiraz, Merlot, Cabernet Sauvignon i Petit Verdot, czyli same klasyczne, staroświatowe grona. Poza winnicami posiadłość to również pensjonat dla turystów i uwierzcie mi, że chyba zaczynam zbieraać kasę, żeby polecieć tam za 2-3 lata. Zdjęcia są oszałamiające, wideo z drona robią jeszcze większe wrażenie a szczytem wszystkiego jest możliwość zrobienia własnego cuvée z win produkowany na miejscu. Zupełnie fajna opcja.
Na spotkaniu Hannes zaprezentował cztery wina z podstawowej linii – Viognier 2013, Chardonnay 2013, Merlot 2013 i Cabernet Sauvignon 2013. Wszystkie kosztują w South Wine 29,50 i szczerze przyznam, że to bardzo, bardzo, bardzo dobra cena za te butelki. Ale po kolei.
Viognier 2013 to bardzo przyjemnie intensywne kwiaty, owoce tropikalne i brzoskwinie skropione lekko rozcieńczonym miodem. W ustach wino jest pieprzne, lekko przyprawowe i ziołowe. Całość ma fajny, kwasowy kręgosłup i jest średniej budowy. Wszystko bardzo czyste i na miejscu. Może do kuchni tajskiej? 8,5/10.
20% Chardonnay dojrzewało na osadzie przez 3 miesiące, po czym jedna czwarta dochodziła do siebie w nowych francuskich beczkach. I to czuć. W nosie znajdziecie leciuteńko ledwie zaznaczoną wanilię i cytrusy. Wszystko ładnie się ze sobą dogaduje. W ustach czuć lekką, piekącą wanilię skontrowaną przyjemną, niewygórowaną kwasowością. Całość kończy się przyjemną pieprznością a finisz trwa całkiem długo. Mimo, że nie lubię zbytnio beczkowych Chardonnay, to ten jest git. I ma ode mnie 8/10.
Jedna piąta Merlota dojrzewała w używanych beczkach z francuskiego dębu. Gdy wciągnąłem w nozdrza kieliszkowe opary, poczułem wędzoną śliwkę i czerwone owoce z wiśniowym leitmotivem. W ustach gładkie, owocowo-beczkowe garbniki, fajna jedwabistość i ogólna przyjemność konsumpcji. Wszystko to, czego chcielibyście od wina za 3 dychy. 8,5/10
O Cabernecie pisałem już wcześniej. I ciągle się zgadzam ze swoją opinią.
Dalej mieliśmy podane dwa wina z zupełnie innej galaktyki, czyli Merlot i Cabernet Sauvignon z Meerlusta. Obie butelki zabrały nas w rejony dużo bardziej poważne. Pierwsza butelka to czekolada, dym i ciemne owoce w aromatach. W ustach gładkie, smukłe i jedwabiste taniny. Kwasowość, mimo 7 już lat, ciągle żywa i wyraźna. Dalej pojawia się mentol albo eukaliptus. Wino długie, przyjemne i obfite. 8,5/10 za 129 PLN. Cab zaś to wino dające zdecydowanie więcej. W nosie jest syrop z czarnej porzeczki, albo nawet wygrzane owoce porzeczki zanurzone w gęstym cukrowym syropie, do tego eukaliptus i zielona, świeża papryka. Na bogato. W ustach gęste i warzywne, pieprzne i bardzo przyjemne w piciu. Wino jest zrównoważone, choć niektórym, jak mnie, może brakować owocu. Nie zmienia to faktu, że nadal jest to kawał wina. 9/10 możecie mieć u siebie za 139 złociszy. Gdybym miał wybierać z obu flaszek, Cabernet miałby pierwszeństwo (mimo, że nie jestem fanem Caba).
I tu można by zakończyć opowieść, ale miała ona dalszy ciąg. A był nim ProWein. Bo jak łatwo się domyśleć, nikt nie będzie leciał 15 godzin do Polski do małego sklepu i wracał do kraju po prezentacji dla garstki geeków. Hannes był w podróży do Düsseldorfu, a Warszawa była przystankiem. Umówiliśmy się więc, że spróbuję jego etykiet, których obecnie u nas nie ma, gdy dotrę na największe targi wina w Europie. I tak wpadłem na Syrah San Luis oraz Cabernet Sauvignon Evanthius (nazwy nadane po koniach ze stadniny). Obie butelki zrobiły na mnie bardzo fajne wrażenie – wina są przemyślane, smaczne, gęste. Syrah oczywiście pieprzno-owocowe, Cab porzeczkowo-mięsny. Bardzo dobre wina, i jak mówił właściciel South Wine w trakcie degustacji w Warszawie, wkrótce będą importowane do Polski w cenie nie większej niż 60 PLN. Szykujcie kasę – warto zdecydowanie.
Muszę przyznać, że rzadko kiedy wina robią na mnie takie wrażenie. A te z Excelsiora mają taką zdolność – są po prostu mega smaczne i mogą stanowić wzór dla wielu producentów. Te, które degustowałem w Warszawie, to podstawowe flaszki, ale na tak wysokim i równym poziomie, że ciężko mi w skojarzyć równie przyzwoite wina w tej cenie. Może Taringa Monstarell będzie w tej klasie. Nie są przekombinowane, nie są zbyt ugotowane i nie maskują swoich ewentualnych braków prężeniem dżemowatych mięśni. Dobre wina codzienne, bardzo równe i bardzo smaczne. Polecam.
Wina degustowałem na zaproszenie importera.