Pora na spóźnioną relację z pewnego miłego spotkania w Jung & Lecker. Na szczęście pogoda tylko chwilami nakłaniała do skosztowania tego, co tam prezentowano, więc zbytnich wyrzutów nie mam z powodu mojej opieszałości. Ale maj już w pełni, więc dni, w których będziecie mogli wykorzystać opisane poniżej butelki, będzie coraz więcej. Zapraszam więc na wiosenny przegląd win z Niemiec. Było dobrze – czytajcie zatem dalej.
Wiosna, czyli ciepło, szparagi, nowalijki i dziewczęta w lekkich sukienkach. Wszystko to bardzo miłe, przyjemne i radosne. Czyli na razie możemy porzucić sążniste Rodany, Apulie i inne Riojy. Pora na lekkość, zwiewność, dolce vita i białe wina. I takie też było założenie Jung & Lecker – wina z Niemiec na wiosenną porę.
Na pierwszy rzut poszedł Rappenhof Secco Divinus. Nie jest to Sekt, czyli wino produkowane metodą Charmata albo tradycyjną. Tu mamy fajne wino wzbogacone CO2. Nos całkiem przyjemny, z nutami drożdżowymi, morelami i mirabelkami. W tle czyhają delikatne aromaty ziołowe. Jak na tak prostą metodę produkcji jest zaiste nieźle. W ustach zaś w pierwszym kontakcie wyczuwalny cukier resztkowy, dalej jest wyraźnie zaznaczona kwasowość, która trzyma cała konstrukcję dość chłodnym uściskiem. Finisz długi i przyjemnie cytrynowy. Gdy pogoda ustabilizuje się i na stałe zawita do nas jakieś 25 stopni Celsjusza, to wino może być hitem. Dla tych, którzy chcą wydać całe 59 zł na tarasowca. Daję 8.5/10 bo to niesamowicie smaczne wino jest.Drugi był Wengerter Silvaner Trocken 2013, bardzo fajne wino, które doskonale odnalazłoby się w kontekście ostatniego Winnego Wtorku, czyli Rieslinga lub Silvanera na piknik albo do szparaga. I do tej drugiej okoliczności konsumpcyjnej ten Silvaner świetnie dałby sobie radę. Pachnie miodem, sianem, gałką muszkatołową, suszonymi morelami i trawą. Ciekawie się znaczy. Po podniebieniu i języku rozpływa się całkiem treściwie i kamiennie. Kwasowość nie jest wybujała, ale fajne nadaje w finiszu kontrę goryczkowym odczuciom. Doprawdy zachęcające i w niezgorszej jak na Niemca cenie 49 PLNów. Całkiem dobry wydatek na 8,5/10.
Następnie podany został bardzo zaskakujący Riesling, czyli Domtalhof Eimermann Riesling Pettental Trocken 2013. Cóż niezwykłego w tym Rieslingu, zapytacie zapewne. Odpowiem Wam zatem, niecierpliwcy. W nosie kogiel mogel z kilkoma kroplami cytryny, posypany kredą i na wpół wyschniętymi trawami z lipcowej łąki. W ustach zaskakuje brak typowej dla Rieslinga ostrej kwasowości – tutaj mamy umiarkowanie, małą amplitudę doznań, ale broń Boże nie jest to wada. Dalej jest ziołowość i przyjemna gorycz w dość długimi finiszu. Nie jet tanio, bo 63 PLN, ale warto, bo macie za to 8,5/10. Czwarta butelka to już naprawdę wysoka klasa i duża złożoność. Franzen Riesling Bremer Calmont 2013 to wino dające niesamowite wręcz doznania. Najbardziej stroma winnica w Europie (65 stopni nachylenia zboczy) i resztki oceaniczne zapewniają niezłą winną jazdę. Znad kieliszka unoszą się substancje chemiczne odpowiedzialne za aromaty moreli. miodu, lekkiej cytryny i nafty. Do tego trzeba dodać kredową mineralność oraz zapach morskiej plaży przy silnym wietrze. Ciało jest umiarkowane, ziołowo-pikantne a mineralność połączona jest z lekkim słonawym finiszem. Wino kosztuje 78 złotych i jest warte każdego banknotu i monety. Całe 9/10 i chętnie do tej flaszki bym powrócił.
Dalej przyszła pora na Sauvignon Blanc Domtalhof Eimermann 2013, bardzo zrównoważony okaz mojego ulubionego białego szczepu. Aromaty świeże, lekkie i typowe, bo jest agrest, świeżo skoszona trawa, pokrzywa i liście porzeczki. Wszystko zebrane w ładny, symetryczny bukiet. Po skosztowaniu uderza przede wszystkim całkiem wysoki cukier resztkowy, na szczęście skontrowany chrupką kwasowością i ziołowymi ornamentami. W finiszu wyczułem dalekie echo syropu z owoców czarnego bzu. Bardzo fajna opcja dla wszystkich. Nie owijając w bawełnę – 8,5/10 za 49 złociszy. Warto!
Wengerter 2012 Weissburgunder Bishofsberg Spätlese Trocken to przedostania butelka, która została nam przedstawiona. Ładnie złote i pozostawiające solidne łzy na ściankach kieliszka. W nosie nuty tropikalne – owoce tropikalne, wanilia, przyprawy i odrobina beczkowej maślaności. W ustach gęste, oleiste i krągłe, bo balans między cukrem i kwasowością jest bardzo dobrze zachowany. Może nie jest to szczyt ekspresji, ale przyprawowy finisz zgada się pewnie całkiem dobrze z aromatyczną, azjatycką kuchnią albo krewetkami z czosnkiem. Solidne 8,5/10 za 63 złote.
I last but not least – Melsheimer Riesling Kabinett 2012 – złote i gęste, zalecające się aromatami nafty, papai, mango i lekko już zbrązowiałego banana. W ustach słodycz jest, ale miło kontrowana wibrującą kwasowością. Za to finisz jest nadzwyczajny: miodowo-cytrynowo-ziołowo-muszkatołowy. Doskonale przyjemny i długo pieszczący podniebienie. Zdecydowanie zasłużone 9/10 za 68 PLN.
Druga degustacja w Jung i Lecker, na której gościłem (o pierwszej poczytacie tutaj) zrobiła na mnie lepsze wrażenie. Przede wszystkim wina były równiejsze, bardziej pijalne i doskonale nadające się do zastosowań kulinarnych. W kontekście zaś wiosennych spotkań, z sałatkami, lekkimi rybami albo szparagami wina te doskonale się sprawdzą. Wniosek więc następujący – wiosną pijmy wina z Niemiec.