Zgodnie z zapowiedzią pojawi się kilka wpisów związanych z moimi wytęsknionymi i jakże zasłużonymi wakacjami. W tym roku była to podróż wschodnią ścianą Francji, z przystankami w Alzacji, Burgundii (niestety – tu nie było czasu i sił na zwiedzanie czegokolwiek poza Dijon), Dolinie Rodanu i Prowansji i powrotem przez Veneto. Dziś Alzacja – miejsce najbardziej urzekające ze wszystkich. Wielka, długa dolina między Wogezami a Renem jest jak bajkowa kraina, z kolorowymi domkami, okiennicami z sercami i doniczkami na zewnętrznych parapetach. I doskonałymi winami.
Poza niezwykłym urokiem Alzacja ma też ciekawą historię. Od wieków bowiem była kością niezgody między Francją a Rzeszą, a wszystko przez to, że Ludwik Pobożny miał trzech synów, a nie dwóch. Region ciągniety była więc raz w stronę niemiecką, raz we francuską i widać to wyraźnie. Można stwierdzić, że alzackie wioski i miasteczka łączą w sobie niemiecki ordnung z francuskim charme. Szachulcowe budynki ustawione wokół regularnych uliczek cieszą oko pięknymi kolorami elewacji, kontrastującymi z ciemnymi belkami i z okiennicami a to w kolorze zgaszonego błękitu, a to zieleni czy ochry. Trochę jest tam tak, jakbyście przenieśli się we wszystkie bajki o księżniczkach i rycerzach, które poznaliście z dziecięcych książek. Wrażenie robią niesamowite i człowiek uśmiecha się w głębi na te wszystkie kwiaty, serca i inne girlandy zwisające z balkonów i parapetów.
W trakcie swojego pobytu (za krótkiego – teraz już wiem) w tej wspaniałej krainie ciągnącej się długą wąską Niziną Górnoreńską, a w szczególności częścią wciśniętą między niezbyt wszakże wysokie Wogezy (Grand Ballon 1424 m.n.p.m.) a majestatyczną wstęgę srebrnego Renu, udało mi się odwiedzić zaledwie trzy miejscowości – Riquewihr, Colmar i Niedermorschwihr. Wszystkie wspaniałe, a dwa naznaczone niezgorszą winną tradycją i wyróżnione rzeczą dla każdego winiarza i wielbiciela wina niezwykłą – Grand Cru.
Pierwsze było Riquewihr, wioska będąca w związku najpiękniejszych wsi Francji. I rzeczywiście robi piorunujące wrażenie – wąskie uliczki, bruk, kolorowe fasady wioski chronione są od północy pnącymi się wysoko w górę zboczami Grand Cru Schoenenbourg (53 hektary zajęte głównie przez Rieslinga, Gewürztraminera i Pino Gris). Przed wiekami jedna z jego parceli była w posiadaniu samego Woltera. Od płudnia stoki pełne winogradu łagodnie opadają w kierunku płaskiej doliny Renu. Na winnicach jest zielono, liście są soczyste i gęste, ale w końcu czerwca grona są małe, ledwie zawiązane i jakże spóźnione w rozwoju w stosunku do tych, widzianych pięć dni później w Chateauneuf-du-Pape. Riquewihr, pewnie przez lokalizację, stało się siedzibą kilku uznanych winiarskich domów – najbardziej znany to Hugel & Fils, dalej Dopff et Irion czy Dopff au Moulin. Wino kupić można wszędzie – szczególnie ciekawa jest enoteka (należąca do rodziny Hugel) w samym sercu wioski, gdzie poza skarbami Zind-Humbrecht, Weinbacha czy Beyera znaleźć można całkiem niezły wybór z innych regionów. Ceny rynkowe, czyli rozsądne. Co urzeka w Riquewihr to fakt, że miejscowość nie została jeszcze skolonizowana przez turystów. Oczywiście są – ale nie są to zatrważające ilości powodujące tłok na wąskich uliczkach. Po trzech godzinach w Riquewihr ewakuowaliśmy się do Colmar – jednego z największych miast Alzacji.
Po kilku godzinach w Colmar i nabyciu różowego cremanta z Dopff au Moulin udaliśmy się do miejsca, w którym mieliśmy pierwszy przystanek we Francji – wioski Niederemorschwihr, położonej kilka kilometrów na zachód od miasta. Ta, podobnie jak Riquewihr, również jest od północnej strony osłonięta zboczami grand cru, tym razem jest to 28-hektarowy Sommerberg. O ile w pierwszych dwóch miejscach turyści są obecni, o tyle Niedermorschwihr to oaza spokoju i ciszy. Zaledwie jeden sklep spożywczy, ale cztery restauracje i winiarnie na każdym kroku. Wszak wioska leży na winnym szlaku Alzacji. W małym hoteliku skosztowaliśmy domowego Rieslinga i Gewürztraminera podanych w słynnych czarkach z zieloną nóżką. Niezłe, pierwsze wino minaralne, niemal kredowe, ostro kwasowe, traminer na szczęście niezbyt perfumowy, nawet z oznaką kwasowości. Ale ukronowaniem wieczoru był ów Cremant D’Alsace Rose Brut z Pinot Noir. Wino bardzo przyjemne w nosie, o dość poważnej strukturze – wszak dojrzewało w butelce 24 miesiące nim trafiło na sklepowe półki. Oprócz nut cytrusowych i truskawki czuć też delikatne aromaty chlebowo-tostowe. Nie jest to typowe wino na taras, o nie. Ma sporo więcej powagi, a słodkiego, kwasowego owocu jest tu mało. Można nieco utyskiwać na ograniczoną kwasowość, ale struktura i lekka gorycz doskonale komponowały się z długo dojrzewającymi kiełbasami, które były lekko słodkawe w smaku. Dałbym temu winu jakieś 85 punktów. W lokalnym markecie kosztowało w granicach 11 euro. Takim miłym akcentem zakończyliśmy dzień.
Następnego ranka oddałem się moim winnym zamiłowaniom. Niemal o świcie (na wakacjach 10 rano to świt) wyruszyłem na podbój Sommerberga.
Miało mi to zająć jakieś pół godziny w tę i we w tę. Aha… 140 metrów przewyższenia, żadnych ścieżek tylko na przełaj przez rzędy krzewów, po usypującej się spod stóp ziemi i jakieś 30 stopni trochę dokuczyły. Trasę w górę i w dół zrobiłem w 45 minut ale warto było. Nie dość, że ładne widoki na wioskę to i zupełnie nieźle w oddali rysowały się wzgórza Schwarzwaldu. Pierwsze grand cru podbite. A nagroda za wysiłek czekała na dole i była dobrym zwieńczeniem tego krótkiego pobytu w Alzacji.
Oto bowiem w Niedermorschwihr siedzibę ma winiarnia Albert Boxler. O talencie winiarskim obecnego winiarza Jeana Boxlera pisał Jamie Goode, a ja postanowiłem również sprawdzić jego umiejętności. To rodzinny biznes od XVII wieku. Obecnie Albert Boxler to 13,2 ha winogron, w tym kilka parceli na Grand Crus Brand i Sommerberg. Wszystkie wina poza słodkimi Gewürztraminerami winifikowane są w wielkich dębowych beczkach. Uprawy są ekologiczne, choć na butelkach nie ma znanego większości zielonego listka. Co prawda wizyta była niezapowiedziana i przyjął nas syn Jeana, a wina także nie takie, jak dostał Jamie, ale satysfakcja była duża i klasa win, nawet tych podstawowych, bardzo wysoka. Mieliśmy podane następujące butelki:
1. Pinot Blanc 2013 – lekkie, czyste z doskonałymi aromatami typowymi dla szczepu, więc nieco gruszki, trochę kwiatów i słodycz. W ustach fajne ciało, dużo elegancji i przyjemna, dość wibrująca kwasowość. Dobra, świeża interpretacja. Dałbym jakieś 86 punktów.
2. Pinot Gris 2012 – wino o mocniejszej budowie od poprzednika. Aromaty gruszkowe cytrusowe i dojrzałych żółtych jabłek, ewidentnie pieprzowe, trochę cynamonu i gałki muszkatołowej. Bardzo apetycznie. W ustach ciało o solidnej strukturze, sporo dobrej, rześkiej, jabłkowej kwasowości i długi finisz. Może to jakiś wzór podstawowego Pinot Gris? 87 punktów i butelka do domu.
3. Pinot Gris Reserve’13 – zdeycydowanie poważeniejszy Pinot, ale dla mnie trochę zbyt przysadzisty. Czuć większą koncentrację wszystkiego, ale też jakieś młodzieńcze nieokrzesanie. Jest moc, jest ekstraktywność, ale lekko jeszcze niepoukładana.Dałbym temu wino jeszcze z rok lub dwa. Ale i tak daję mu 88 punktów.
4. Riesling Grand Cru Sommerberg Vignes Jaunes 2013 – wino młode, tak jak ledwie 17-letnie krzewy, ale wspaniałe. W nosie kreda, brzoskwinie i cudownie soczysta limonka. Usta to pieśń kwasowości i mineralności przypisanej wielkim Rieslingom. Żałuję, że nie jestem bardzo znanym blogerem, bo chciałbym skosztować też wina ze starszych krzewów na Sommerbergu i z innych roczników. Butelka w domu musi pocieszyć moją zasmuconą duszę. Ale 90 punktów daję bez wahania – genialne wino. Aż strach pomyśleć, jak smakują jego starsze roczniki.
5. Gewürztraminer 2011 – ci, co mnie znają wiedzą, że Traminer nie jest moim ukochanym winem. Dlatego należy uznać za sukces fakt, że ten mi smakował. Aromaty z czary umiarkowane, oczywiście róża i liczi są, jest też szczypta gałki muszkatołowej. W ustach średnie ciało, ale za to z wyraźną oznaką kwasowości – rzecz jak dla mnie bardzo rzadko spotykana w tym szczepie. Wino, mimo czterech, lat ciągle jest młode i świeże. Bez lipy dostaje 88 punktów.
6. Gewürztraminer Reserve 2013 – to już traminerowe rozpasanie. Olejek różany, gałka muszkotołowa i przejrzałe owoce. W ustach zaś oleiste ciało, pełne różanych smaków, choć skontrowanych sporą jak na Gewurtzta kwasowością. Wino niemal likierowe, gęste a niemęczące. Doskonały przykład na to, że w rękach dobrego winiarza ten szczep może smakować mnie. Masz 91 punktów. Moja żona wzięła dwie butelki. Dość kosztowne. Brawo, Jean!
Tak minął poranek, zanim udaliśmy się w dalszą podróż. Powinniśmy zostać dłużej. Ale dalej też było nieźle. Na szczęście.
Na koniec kilka faktów o Alzacji:
1. 1962 – Alzacja została włączona do francuskiego systemu apelacyjnego AOC
2. 1975 – pierwsze Grand Cru – Schlossberg
3. 1976 – Cremant d’Alsace włączony w normy AOC
4. 2012 – ostatnie regulacje dotyczące alzackich Grand Crus
5. 51 – liczba Grand Crus
6. Uprawiane szczepy: 22% Riesling, 21% Pinot Blanc, 19,5% Gewürztraminer, 15,5% Pinot Gris, 9,9% Pinot Noir, Sylvaner 7,5% , pozostała część – inne.
7. Alsace AOC – 74% produkcji
8. Cremant d’Alsace AOC – 22% produkcji
9, Alsace Grand Cru AOC – 4% produkcji
10. 15,3 tysiąca ha – areał upraw winogron
Przydatne linki:
Bądźcie czujni – wkrótce więcej wpisów z podróży.
Pytanie z nieco innej perspektywy… Czy spotykałeś po drodze turystów podróżujących kamperami i zwiedzających na rowerach ? Jest taka koncepcja wakacyjna ale kierunek jeszcze niesprecyzowany. A teraz Twój artykuł rozochocił mnie na dobre 🙂
Na autostradach widziałem mnóstwo kamperów, w samej Alzacji chyba raczej niewiele – ale też byłem tam tylko dwa dni i inne atrakcje zaprzątały mi umysł. Natomiast rowerzyści są wszędzie i myślę, że zrobienie na bicyklu route des vins to może być fajna wyprawa. Mnie Alzacja urzekła na całego i jeśli nie masz jeszcze konkretnych planów – to powinien być świetny kierunek.
Jakiś intrygujący, alzacki Pinot Noir, trafił do Twojego kieliszka, podczas rzeczonej wycieczki? Polecasz coś z alzackich Pinotów?
W tym temacie, niestety się nie popisałem. Jedyny PN jaki piłem w czasie wyjazdu był do obiadu i było to owocowe, lekkie wino – w sam raz na 30 stopni. Innego doświadczania w alzackcich pinotach też nie mam i nie pamiętam, żeby jakiś szczególnie zapadł mi w panięć. Podobno Deiss robi świetne, Hugel sobie radzi, ale chyba nie bez powodu Alzację kojarzymy z Rieslingiem i Gewurztraminerem a nie PN. Zwłaszcza, że region leży rzut beretem od pinotowej mekki.
[…] Zdegustowany z kolei oprowadzi Was po Alzacji. […]
[…] Zdegustowany z kolei oprowadzi Was po Alzacji. […]
Wycieczka na rowerze jest przecudna. Jeździsz od winnicy do winnicy , po pagórkach i pomiedzy winoroślami albo przejeźdzasz przez miasteczka średniowieczne. Niesety cenowo to współczuje tym, któzy muszą zatrzymywac sie hotelach. Byle miejscówka to 80-100 euro. Ja na szczęscie miałem znajomych w Strasbourgu i tylko podjeźdząłem pociagiem do jakies wiuoski stamtąd na rowerze do okreslonego miejsca z ktorego znowu wracałem pociagiem do Strasbourga. Rowerem mozna naprawde pojeździć po Alazcji., A białe rieslingi, wytrawne Muscaty i Cremont śnią mi się po nocach…
Alzacja zdecydowanie do powtórki. Na pewno zasługuje na co najmniej tydzień.