Bohater dzisiejszego wpisu, Jean-Luc Thunevin to legenda francuskiego winiarstwa. Outsider, który pośród wielkich posiadłości, należących do możnych rodów, funduszy inwestycyjnych a ostatnio chińskich multimilionerów, znalazł dla siebie niszę w Bordeaux i zrobił tam małą rewolucję. Jest uznawany za ojca ruchu garażystów, którzy stoją w kontrze do bordoskiego mainstreamu.
Wszystko zaczęło się w roku 1989, kiedy to Jean-Luc Thunevin z żoną Murielle Andraud nabył małą, ledwie 60-arową działkę w St. Émilion. Dwa lata później wypuścił na rynek swoje pierwsze wino Chateau Valandraud i bum! Nagle okazało się, że wśród słynnych posiadłości o ugruntowanej pozycji jest miejsce na autorskie, niezależne podejście do wina. Jak sam mówi w wywiadzie dla Decantera, nie stworzył ruchu garażystów, ale jako człowiek z zewnątrz musiał być głośny i bezczelny, żeby rozepchnąć się na ciasnym bordoskim rynku i zwrócił uwagę na małych producentów, którzy stali w opozycji do głównego nurtu. I tak sobie wypuszczał swoje wyśrubowane, niskonakładowe wina, aż w 1995 roku Robert Parker wystawił lepszą ocenę winom Thunevina niż tym z Chateau Petrus, a chwilę późńiej ich cena skoczyła do równowartości 90 euro za butelkę! Oto lekcja monetyzacji sukcesu. Obecnie Chateau Valandraud to 8,8 ha winnic w Saint Émilion. Po okresie pracy tylko na swoim, Jean-Luc rozpoczął doradztwo w innych posiadłościach, zaczął też skupować z nich wina i blendować na swoją modłę. Później Thunevin wszedł w kooprację z winiarzem w Rousillon, a wina sprzedawane są pod etykietą Domaine Thunevin-Calvet. Szerokiego wyboru win z obu projektów miałem przyjemność kosztować na zaproszenie Piotra Klimczyka, właściciela Vins de France.
Bad Girl Blanc, czyli Crémant de Bordeaux (wino musujące, wytwarzane metodą szampańską), wyprodukowany z Sémillion, Cabernet Franc oraz Muscadelle, jest drożdżowy i pełen nut białego pieprzu, masła i wanilii. Raczej kulinarne, niż solo a cena nieco wygórowana. Ale dobre 86 punktów za 79 PLN.
Bad Girl Rose, czyli różowy brat powyższego. Szczepy te same, kolor zdecydowanie nie. W ustach i nosie więcej truskawki i frankowej papryki, przyjemne musowanie. Bardzo oryginalne, ale jak dla mnie do jedzenia. Cena ta sama, ocena też.
Virginie de Valandraud 2012 to poważne, białe Bordeaux. Robi piorunujące wrażenie – jest ciało (60% Sémillion i odpowiednie starzenie w beczce), jest delikatna nuta porzeczki, skórka pomarańczy i wanilia. Usta krągłe, oleiste, ale nie ciężkie. Bardzo dobre wino, które może jeszcze poczekać na swój czas dobrych kilka lat. Ocena 92 punktów, cena niemała, bo 190 PLN, ale warto, jeśli chcecie zrobić na kimś wrażenie. Albo sobie sprawić przyjemność. Czy tam jedno i drugie jednocześnie.
Château Bellevue La Randée Bordeaux 2011 – podstawowa czerwień i takoż smakuje. Finezji niewiele, ale są mocne aromaty pieprzu, wędzonej śliwy i créme de cassis. W ustach wystaje nieco za mocno paprykowo-zielony element. Bez rewelacji. 85 punktów za 49 PLN.
Château Tour Labatut Montagne Saint-Émilion 2012 – likier wiśniowy, kawa z czekoladą i bardzo hedonistyczny nos. Niestety, usta nie spełniają obietnicy, która wypowiedziana została przez aromaty – ciała za mało, trochę zieleniny i zbyt dojmująca kwasowość. Dysonans. 85 punktów za 69 PLN.
Château Compassant Bordeaux 2011 – bukiet bardzo złożony, pełen nut ciemnych owoców: śliwy, leśnej jagody i porzeczkowych powideł. W ustach zaskakująco delikatne, bardzo dużo owocu ładnie komponującego się z kawą i pieprzem. Bardzo dobre wino. 87 punktów za 64 złote.
Domaine Virginie de Thunevin Bordeaux 2011 – tutaj mamy mokry tytoń, likier porzeczkowy i koszyk pełen malin. Wino średniego ciężaru, przyjemnie owocowe, ale też z delikatnie pikantną taniną. 86 punktów w cenie 57 PLN.
Bad Boy 2012 – bardzo bogata kompozycja z nutami twarożku waniliowego, tytoniu i wędzonej śliwy. W ustach dość gładkie, pluszowe (wszak to niemal 100% Merlota) ale i z kwasowym pazurem. Porównując to z opisem Wojtka Bońkowskiego, myślę, że kilka godzin różnicy w degustacji (testowałem poźnym popołudniem, Wojtek koło południa), zrobiło dobrze temu winu. Warto więc butelkę przewietrzyć. 87 punktów za 85 złotych.
Esprit de Valandraud Saint Émilion Grand Cru 2012 to chyba najlepszy balans pomiędzy ceną a jakością. Zaskakująco bogate z nutami ściółki leśnej, wiśni i śliw. W ustach jeszcze młode, ale daje już niemałą przyjemność z picia. Na razie jeszcze delikatnie za szorstkie, warto poczekać co najmniej trzy lata – sądzę, że się zdecydowanie poprawi. Na razie jest to 90 punktów za 149 PLN.
Clos Badon Saint-Émilion Grand Cru 2006 jest już przejściem do zupełnie innej ligi. Bogate, miękkie, pluszowo-owocowe. Nie jest zmęczone, sądzę, że jest w zasadzie w szczycie swoich możliwości i utrzyma się w tym stanie przez kilka dobrych lat. Wino bardzo hojne, prawdziwie hedonistyczne. 92 punkty w cenie 220 złotych.
Château Valandraud Saint-Émilion Grand Cru 2006 – mam wrażenie, że czas mniej mu sprzyjał, niż wcześniejszej etykicie. Jest w nim zdecydowanie więcej nut skórzanych, tytoniowych – owoc jest bardzo wycofany, ale ma swój urok ta konstrukcja. Cena z czapki, bo za 890 PLN wolałbym jednak 3 butelki Clos Badon lub karton Esprit de Valandraud. Ocena – 92 punkty.
Tym zgrabnym ruchem przenosimy się na południe Francji, a w kieliszkach ląduje Baby Bad Boy 2010, który jest połączeniem dwóch kultur winiarskich Francji. Bordeaux w postaci Merlota i Rousillon w formie Grenache. Aromaty są bardzo bogate, czarny bez i jeżyny wiodą prym. Ciała jednak nie starcza na te doznania i znowu się wino lekko rozjeżdża. 85 punktów za 59 złotych.
Côtes du Roussillon-Villages Calandray 2013 przenosi wprost do gorącego Rousillon. Jest dużo bardziej intensywnie, owocowo i też alkoholowo. Ale w sumie ładna to kompozycja czerwonych owoców (truskawki) z suszoną śliwą. W ustach słodkie od owocu i alkoholu – bardzo zmysłowe; na pewno znajdzie wielu miłośników. 86 punktów za 45 PLN.
Côtes du Roussillon-Villages Cuvée Constance 2013 to połaczenie Grenache z Carignan w równych proporcjach. Dużo się dzieje – mentol, apteczka, jagody i jeżyny. Tanina lekko szorstka, a ciało dość lekkie i przyjemne. Naprawdę niezłe wino – 87 punktów za 49 PLN.
Côtes du Roussillon-Villages L’Amourette 2009 daje więcej nut likierowych, wiecej pikantności, ale też znajdzie się tam dojrzałej wiśni. Mam wrażenie, że pojawiły się też już lekkie nuty utleniania. Wino jest lekkie, smukłe, potoczyste, mimo mocarnego alkoholu. Tanina i Mourverdre dają pieprzności w finiszu. Bogate! 89 punktów za 79 złotych.
Côtes du Roussillon-Villages Les Dentelles 2008, czyli koronki, ale z koronkarstwem i delikatnością mało tu wspólnego – śliwa w czekoladzie, créme de cassis, pieczony boczek i skóra. Wszystkie słoneczne godziny czuć w każdej kropli tego wina. Jest słodkie i tłustawe, ale nie męczy. Bardzo przyejmne. 90 punktów za 125 PLN. Côtes du Roussillon-Villages Cuvée Hugo 2011 – są tu zioła, truskawkowe powidła, wędzonka i pieprz z Syrah. Są jagody, jest kawa. Niestety, po kilku godzinach oddechu beczka w dalszym ciągu przysłania owoc, tanin jest dużo, ale na szczęście nie wysuszają. Może jeszcze trzeba poczekać kilka lat, aż dębinia odda trochę pola. Mimo wszystko niezłe. 90 punktów za niemałe 169 złotych.
Côtes du Roussillon-Villages Les Trois Marie 2008 to skok w zupełnie inny świat. 100% Grenache i stare krzewy, które oddały, co miały najlepszego. Koncentrat soku porzeczkowego, mleczna czekolada, skóra, rozmaryn… Wszystko tak intensywne, a jednocześnie harmonijne, wyraźne i delikatne zarazem. Piękne wino, jak wylegiwanie się na łące w pełnym słońcu południowej Francji. Niemal onieśmielające. 95 punktów za spore pieniądze, bo 380 PLN. Dodam jednak, że wino warte jest każdej złotówki, a w sklepie online producenta kosztuje równe 100 euro, więc nie jest źle. Święty Mikołaju, jeśli to czytasz, to już wiesz, co. Będę grzeczny, obiecuję. AOP Maury, czyli Vin Doux Naturel (słodkie wino, w którym fermentacja zatrzymywana jest przez dodanie mocnego alkoholu – np. winiaka, czyli jak w Porto) to powrót na ziemię, jednakowoż przyjemne to było lądowanie. Znowu ciemne owoce ze śliwą i skórką pomarańczy. Alkohol rozgrzewa w finiszu, a ja popiłbym tym nektarem jakiś mus czekoladowy. Dobre 91 punktów, ale czy warte aż 170 PLN? W tej cenie dostać można dużo zacniejsze Porto.
Wszystkie opinie o stylu Thunevina potwierdziły się w tej degustacji. Jest mocno, jest bogato, alkohol w rejestrach wysokich i bardzo wysokich, jednakże wszystko jest w spójnej poetyce. Dla mnie czasami za dużo beczki, twarożek wolę oddzielnie od wina, ale są w tej kolekcji rzeczy naprawdę najwyższych lotów, które pozwalają zrozumieć, dlaczego Jean-Luc Thunevin cieszy się taką sławą. To nie tylko krnąbrność i buta, to prawdziwa klasa. Można się z tym stylem nie zgadzać, ale nie można nie docenić.
Degustowałem na zaproszenie Importera w sklepie przy ul. Polnej 13 (Bazar Polna).
[…] de Valandraud Saint-Emilion Grand Cru AOC 2015 od naszego przyjaciela, Jean-Luc Thunevina to mocne, skoncentrowane i zdecydowanie za młode Bordeaux. Owoc mocny, tanina również i do tego […]