Mam dziwne przeczucie, że wpis ten spotka się z dośc gwałtowaną reakcją zainteresowanych i może nie będzie lekko. Pewnie na moją głowę posypią się gromy, ale od pewnego czasu chodzi mi polska winno-futbolowa analogia po głowie.
Gdy Legia Warszawa na wyjazdowym meczu z Realem Madryt dostała tęgie lanie, w sieci zauważyłem jeden mem, którego niestety mimo najszczerszych chęci, nie mogę odnaleźć, a który zrobił na mnie piorunujące wrażenie. Przedstawiał się następująco:
Na Boga! Od kiedy 5:1 nie jest pogromem?! No kaman!?
I wtedy pomyślałem sobie, że jest to doskonała analogia do polskiego winiarstwa. Na tle innych krajów, które kulturę wina budowały przez stulecia, jesteśmy Kopciuszkiem, i byle maleńki sukces, nieskiśnięcie moszczu, wyprodukowanie czystego technicznie wina urasta u nas do rangi zjawiska i olbrzymiego sukcesu. To, co gdzie indziej jest standardem i oczywistością u nas staje wydarzeniem tak niecodziennym, jak lądowanie na księżycu albo co najmniej obniżka podatku dochodowego. Ale czy tak powinno być? Czy naprawdę musimy zadowalać się tak podstawowowymi rzeczami? Czy w myśl zasady, jak się nie ma, co się lubi…? Czy takie podejście nie powoduje, że rozwijamy się wolniej, niż byśmy mogli?
Podczas degustacji panelowej zorganizowanej przez 13Win po serii spotkań z polskimi producentami (obszerna relacja do przeczytania u Marty i Roberta) spróbowałem 29 win. I tak naprawdę mieliśmy do czynienia tylko z dwoam winami naprawdę dużej klasy, a były to Traminer i Solaris Late Harvest z winnicy Jakubów. Faktycznie są to butelki, które można śmiało pokazać w Alzacji czy Palatynacie bez obaw o grymas politowania na twarzy pijących. Niewielka część win była dobra technicznie i smaczna, a dalej mieliśmy morze produktów zbliżonych smakiem i aromatem do wina. Ja wiem, że winiarstwo w Polsce wymaga herozimu, ale chciałoby się, żeby nasi producenci mieli odrobinę więcej pokory i samokrytyki. Często odnoszę wrażenie, że winiarze nie mają odpowiedniej winiarskiej „erudycji”, że za bardzo nie wiedzą, jak powinno smakować dobre wino, bo go nie poszukują, nie mają punktu odniesienia i stąd nadmierna wiara w swoje umiejętności (vide Sandomirius czy St Vincent).
Nie chcę wyjść tu na kolesia, co krytykuje wszystko jak leci, bo mamy kilku dobrych producentów, mamy pierwsze dwa sukcesy komercyjne, czyli Winnica Turnau i Srebrna Góra, która sprzedała całkiem sporą partię wina Lidlowi, ale en masse to wszystko jest jakieś mizerne. Patrzymy na to przez patriotyczne okulary i zazwyczaj dodajemy „Jak na polskie wino to niezłe…”. Może warto już skończyć z tym handicapem i poszukiwać win po prostu dobrych, takich, które nie wyglądają jak 5:1 na wyjeździe. Bo wynik idzie w świat i mocno świadczy o oczekiwaniach publiki, jeśli jest z niego zadowolona.
A uwierzcie mi, kibicuję polskim winom jak diabli. Bardziej niż rodzimej piłce.
Wszelkie gromy proszę słać na maila albo w komentarzach.
Poniekąd słuszne spostrzeżenia. Po wizycie w Janowcu w tym roku byłem zaskoczony, że ktoś może butelkować takie świństwa (odnoszę się do czerwonych, białych nie piłem) – poza różowym zweigeltem z Modły naprawdę nawet po uwzględnieniu „jak na polskie” było mocno tak sobie…
Wydaje mi się, że po prostu trzeba do naszych win pochodzić bez taryfy
ulgowej i oceniać je obiektywnie, a nie przez pryzmat tego, że z są
Polski. Tylko tym sposobem winiarze otrzymają jasny przekaz, że albo
jest OK, albo należy pewne rzeczy poprawić.
Druga sprawa to całkiem normalne zróżnicowanie jakościowe polskich
producentów. Tych dobrych jest już więcej niż kilku, ale też jest cała
masa słabych oraz sporo tych oscylujących gdzieś pomiędzy. Ale to
sytuacja, jaką przecież odnajdziemy w każdym winiarskim kraju, czy
regionie, by daleko nie szukać wystarczy spojrzeć na wspomniany
Palatynat, gdzie obok kilku gwiazd, mamy rzeszę producentów
sprzedających wina słabej jakości.
Mam niestety wrażenie, że słaba jakość z Palatynatu a słaba jakość z Polski to dwa różne zjawiska. Wydaje mi się, że problem leży głównie w tym, że u nas dominują hybrydy, które niestety nie są w stanie dorównać viniferom.
Problemem jest dla mnie rónwież to, że wielu winiarzy zdaje się nie interesować winem – nie piją win z Mozeli, Rheinghau, Moraw, Słowenii czy skądkolwiek. Mają pióro i kartkę, ale nie umieją za bardzo pisać. Oczywiście to tylko moje zdanie, nie poparte niczym poza degustacjami. Może dożyjemy czasów, kiedy nasi młodzi winiarze, przykładem zachodnich kolegów, będą stażować za granicą, by nabrać odpowiedniego doświadczenia.
Rzeczywiście, to na pewno byłby krok w dobrą stronę, ale to może będzie przyszłość kolejnego pokolenia winiarzy, którzy będą przejmowali winnice po rodzicach.
Również jestem oddanym i wieloletnim fanem polskich win. Jednak im więcej ich piję tym co raz bardziej robię się krytyczny wobec nich. O ile w pełni rozumiem i godzę się na wielokrotnie wyższe ceny, to nie mogę zgodzić się na niezbyt zadowalającą jakość wielu z nich. Podatek patriotyczny w cenie – TAK, dodatkowe punkty za pochodzenie – NIE.
Myślę, że nieco krecią robotę wobec samych polskich winiarzy robi część polskiej krytyki winnej. Odnoszę wrażenie, że często wiele ocen było/jest podparte zbyt wielką sympatią do polskich winiarzy i win.
Co do wiedzy fachowej (niektórych) polskich winiarzy do posłużę się cytatem z bloga Marty i Roberta który swego czasu najpierw mnie zdumiał a potem bardzo mnie rozbawił: „…przyczynił się do tego Vetus Devin 2015, a więc wino, które ma w sobie 100% odmiany Rondo.”
Równie dobrze cytat mógłby brzmieć w ten sposób: „…przyczynił się do tego Vetus Riesling 2015, a więc wino, które ma w sobie 100% odmiany Pinot noir.”
Ci co widzą absurd takiego nazwania wina wiedzą o co chodzi, ci co nie wiedzą niech się dowiedzą. 😉
Zgadzam się w pełni. Kibicuję im bardzo, ale myślę, że pora już na to, aby jakość szła do góry, niemowlęctwo już chyba za nimi.
Amen. Świetny tekst, a pod Panów komentarzami podpisuję się obiema rękami.
Ja rozróżniam dwa spojrzenia na polskie wina na półkach sklepowych czy restauracjach. To pierwsze, znacznie rzadsze, kiedy to przymykamy oko na jakość ostatecznego produktu, ciesząc się, że wino w ogóle powstało pomimo wielu przeciwności jakie polskim producentom co roku stwarzają nie tylko warunki pogodowe ale także zawiłe reguły prawno-administracyjne. Drugie, i to najczęstsze, to spojrzenie na polskie wina jako z założenia produkt gorszy, nie warty pieniędzy, kontrowersyjny czy zły. Nasze pierwotne nastawienie niestety zaburza właściwy odbiór poszczególnych butelek przez co możemy średniej jakości produkt wychwalać pod niebiosa, gdyż pochodzi z regionu w którym urodziła się bliska osoba, w drugim przypadku, świetnego wina możemy nie spróbować, gdyż z założenia nasze produkty nie mogą dorastać jakością do win z krajów o długiej historii ich wytwarzania.
Nie zgodzę się, ze produktów na dobrym poziomie jakościowym znajdziemy na naszym poletku raptem dwie etykiety. Oczywiście, zanim będziemy mogli produkować wina z wysokiej półki premium, trzeba stworzyć podwaliny na poziomie ogólnodostępnym. Do tego potrzeba odpowiedniej jakości sprzętu na winnicy i winiarni, fachowej wiedzy oraz pieniędzy. Przykładem idealnym do naśladowania jest winnica Turnau w Polsce. Jednakże, jest więcej producentów, którzy osiągają naprawdę wysoką jakość i jej powtarzalność. Oprócz wspomnianej winnicy Turnau mamy Mierzęcin (świetnej jakości Riesling czy Kernling, których nie powstydziliby się Niemcy), wina od winnicy Jasiel, fantastyczne produkty Domu Bliskowice (Johanniter Ultra to perełka!), jest też winnica Hople, która stworzyła najlepsze polskie wino czerwone z Cabrnet Cortisa, którego naprawdę, bez cienia propatryjotycznego fałszu, doceniliby kupcy z Piemontu. Są też „jednostrzałowce”, wina zaskakujące, bez powtarzalności rocznikowej ale pokazujące potencjał danego producenta.
Oczywiście, jest na całym rynku masa produktów niepijalnych, obrzydliwych i totalnie przypadkowych, jednak nasza historia uprawy winorośli sięga blisko tysiąca lat, to realnie liczą się doświadczenia tylko tych ostatnich 30. Jesteśmy na poziomie dziecka, które bawi się klockami – czasem uda się ułożyć coś fajnego a nauczeni doświadczeniami starszych, bardziej doświadczonych kolegów możemy te nasze budowle uzupełniać i poprawiać o nowe elementy.
Toteż warto się zastanowić, czy spojrzenie zarówno pierwsze, jak i drugie o których pisałem są w tym momencie dla nas odpowiednie. Przecież, nie możemy oceniać dziecka miarą dorosłego, czyż nie? Musimy mu dać czas, by z tych klocków mógł zrobić coś ciekawego. Już teraz widzimy duże postępy z roku na rok, coraz to lepsze pomysły i produkty, eksperymenty ale i duże pieniądze w grze. Poszukiwania i naukę od innych. Nie byłbym więc surowym sędzią tych, którym się nie udało, nie karałbym też za potknięcia na finiszu. Będzie coraz lepiej, to pewne, jednak podobnie jak z wychowaniem dziecka, trzeba dać mu czas, i nie oczekiwać efektów już teraz. Są iskierki, wspomniane wcześniej świetne wina, które wyróżniają się na tle reszty, ale to dopiero początek. Trzeba być dobrej myśli, patrzeć w przyszłość, która chociażby pod względem zmian klimatu, według specjalistów z Uniwersytetu w Geisenheim maluje się naprawdę w ciepłych barwach.
Jeszcze jedna kwestia, dlaczego nasze wina przegrywają z zachodnimi, podobnie jak Legia z Borussią a my i tak się cieszymy? Bo my gramy hybrydami, o których zachód nigdy nie słyszał bo i nie musiał, bo pomimo młodego wieku winorośli coraz częściej możemy uzyskać długi smak i konkretne aromaty, bo uczymy się od zachodnich trenerów (patrz Frank Faust) strategii i techniki. Bo nasz klimat będzie coraz lepszy (cieplejszy), a dla niektórych europejskich regionów uprawa winorośli niedługo może się zakończyć. I może w tym momencie przegrywamy tracąc osiem bramek, to i tak jesteśmy dumni z tych czterech strzelonych. A nauczeni doświadczeniami będziemy tylko lepsi 🙂
PS. W sumie spróbowałem około 200 polskich win – dużo, mało, nie mi to oceniać. Czasami jest bardzo ciężko, czasami nudno, czasami ma się dosyć, ale wtedy pojawia się jakaś perełka, która bez zastanowienia trafia do naszej karty win. W tym momencie mam tych perełek w karcie 20 i wierzcie lub nie, nawiązując do mema na początku wpisu, nie ma wstydu przy gościach z całego świata – USA, Szwecja, Norwegia, Chiny, Francja, Niemcy, Wielka Brytania, Hiszpania, Włochy – dwie trzecie gości naszej restauracji przyjeżdża właśnie z tych krajów. Większość z nich wybiera polskie wina. Większość z nich jest niezwykle pozytywnie zaskoczona. Z ponad 200 wina w karcie, to właśnie polskie wina są u nas najczęściej wybierane przez gości, coraz częściej również przez samych polaków zapraszających do nas swoich gości zza granicy. Polskie wina doceniali sami zachodni winiarze, z którymi miałem okazję porozmawiać i bez sztucznego wyłagodzenia opinii twierdzili, że wina już są dobre, zaś potencjał wyceniali bardzo wysoko. Sukces polskich wina na szczycie NATO też pokazuje, że możemy powalczyć w turniejach międzynarodowych jak równy z równym, czy jak na swoim terenie Legia remisując z Realem Madryt 🙂
Pozdrawiam!
Dzięki za komentarz. Pierwsze primo: w trakcie tej degustacji były dwa naprawdę dobre wina, reszta średnia, do 84 punktów. Wiem, że są dobrzy producenci i chwała im za to. Ultry niestety nie piłem, ale wierzę, że robi robotę, choć na przykład Kvevri od Płochckich nie porwało mnie w ogóle. Mój zarzut raczej był nie do tego, że robimy kiepskie wina, ale że producenci trochę nie mają pokory lub dobrych wzorców do naśladowania, a ludzie zajmujący się krytyką chyba dają za duże fory.
Ja naprawdę kibicuję polskiemu winiarstwu – chciałbym, żebym mógł się napić dobrych rieslingów, grunerów, pinotów i st laurenów i żeby była to zasada a nie wyjątek.
Nie wbijając się w dyskusję ogólną – bo z Twoim i Twoim przedpiszcą się po prostu zgadzam – mówisz o Kvevri 2014, czy 2015?
Notabene w temacie (nad) entuzjastycznego pisania o polskich winach sam też mam to i owo za uszami.
O tym, które było na GP Magazynu Wino, czyli chyba 2014
Z Płochockimi różnie bywa – sporo eksperymentują, ale to dobrze – dzięki temu pojawiła się Inspira Volcano chociażby, bardzo ciekawe wino. Co do winiarzy, czasami się zdarzają osoby zapatrzone w swoją wizję i wiedzę, jednak ci najlepsi dobrze wiedzą, że zawsze można się nauczyć czegoś nowego od kogoś bardziej doświadczonego. I rzeczywiście sporo polskich winiarzy szuka „mentorów” za granicą. Ale zdarzają się wpadki – przykładowo pewna winnica z Małopolski produkowała świetnego, owocowego, świeżego Johannitera. Sprzedawała się jak ciepłe bułeczki a i gościom podobał się lekki, półwytrawny styl. Jakże wielkie było moje zdziwienie jak skończył się rocznik 2014 i butelki ze świeżej 15ki były w kolorze… pomarańczowym. Wino pomarańczowe to wyzwanie dla polskiego klienta a pomarańczowe rodzime to już było za dużo. Szczególnie, że było bardzo słabe… Dlaczego producent zdecydował się na taki zabieg? Bo taką miał wizję. Tyle jeśli chodzi o uzasadnienie. Szkoda, że nie przekazał wcześniej nic na temat swojej wizji zanim zamówiłem z rozmachu kolejną partię 😉
Co do recenzentów dających zbyt wiele „fory” rodzimym flaszkom – prawda, czasami aż boli i rzeczywiście, trochę krecią robotę to robi winiarzom jednak wydaje mi się, że wraz ze wzrostem jakości win produkowanych w kraju, odstające produkty nie będą miały łatwego życia, bo i krytycy będą mieli mniej skrupułów, żeby napisać co naprawdę sądzą. Póki co starają się poniekąd nie rozbijać marzeń początkujących producentów zbyt wielką krytyką. Takie podejście jak do dziecka, ale to się zmieni samoistnie.
Też chciałbym, żeby na półkach sklepów polskie wina były dostępne i by nie trzeba było się zastanawiać, czy w tej butelce więcej będzie charakteru buraka czy gumowego węża 🙂 … ale chyba trochę cierpliwości jeszcze 😉
Problem porównania i oceniania wiąże się z tym, że właściwie to ciężko te nasze wina porównywać z konkurencją zagraniczną. Jedyny kraj jaki przychodzi mi na myśl to Anglia: mode nasadzenia, spory udział hybryd, chłodny klimat, sporo opadów, etc.
Więc jak polskie wina wypadają na tle winiarstwa angielskiego? Podobnie. Angielskie wina mają te same wady i „szalety” co polskie, częstokroć nordycka kwasowość jest w nich – udolnie, bądź nie – urywana cukrem resztkowym. Są kościste, lekkie, czasem „lisie”. Świetne do gastronomii, niekoniecznie do picia solo.
PS Być może niektórzy winiarze są jak niektórzy importerzy; niekoniecznie znają się na winie 😉
[…] Dutkiewiczem. Napisałem szkic, zrobiłem zdjęcia i czekałem. Dziś czyli dzień po tekście Zdegustowanego postanowiłem wrzucić swoje trzy grosze. I pomyśleć, że przemyślenia zaczęły się od […]
Ciekawy artykuł o polskim winie w Financial Times, jeżeli nie czytujece regularnie to powinien wyswietlic sie za darmo, a jak nie to wklejcie link w google i wejdzcie przez google.
https://www.ft.com/content/f9125f40-e74d-11e6-967b-c88452263daf
[…] autor tego wpisu. Po skosztowaniu jednakowoż kilku nagrodzonych win muszę przyznać, że mój chłodny sceptycyzm (mimo, że polskim winiarzom kibicuję bardzo mocno i trzymam za nich nawet kciuki u stóp) został […]