Tesco Finest to jedna z marek własnych brytyjskiej sieci detalicznej. Stoi najwyżej w wewnętrznej hierarchii i znaleźć tam można czekolady, sery, makarony, cebulę (I shit you not!) oraz oczywiście wino. Niedawno miałem możliwość poznać część oferty winnej i wyszedłem z niej z pytaniem – czy marka własna to dobre miejsce dla wina?
Udział marek własnych w sprzedaży sieci handlowych rośnie z roku na rok. W Polsce jest to już ponad 30%, a na takich rynkach jak Wielka Brytania, Niemcy czy Austria sięga powyżej 40%. O ile w przypadku masła czy mleka nie widzę w tym problemu, o tyle wino pod marką własną to już w moim mniemaniu lekka kontrowersja. Produkt aspiracyjny, jakim w Polsce jest wino, ze znaczkiem sieci handlowej? Ryzykownie. Sieć Tesco, przy wsparciu sommeliera Konrada Terecha, starała się przekonać, że wcale tak być nie musi i że wysoka jakość Tesco Finest, do której przyzwyczaili się klienci, będzie promieniować również na winną półkę w marketach.
W ofercie Tesco Finest jest około 30 win przydzielanych do Polski z jakiegoś nie znanego mi rozdzielnika. Brane są z pewnością pod uwagę preferencje lokalnego konsumenta, aczkolwiek przedstawiciele Tesco nie byli w stanie (nie chcieli) powiedzieć, kto stoi za selekcją na polski rynek. Wiadomo, że w każdym kraju jest inny – np. na Węgrzech sporo jest win węgierskich.
Każda etykieta jest sygnowana nazwiskiem winemakera, który odpowiada za produkcję wina. Często pojawiają się też nazwy winiarni, w których powstała dana etykieta. Nie jest tu najgorzej, bo są to całkiem uznane marki, jak Symington, Catena Zapata czy Baron de Ley. Występują jednak różnice między rocznikami – bo na lunchu prasowym degustowany nowozelandzki Pinot Noir 2013 był produkowany przez Petera Yealandsa i butelkowany w kraju pochodzenia. Butelka z 2015 nie podaje nazwy producenta, a butelkowanie ma miejsce już na Wyspach Brytyjskich. Domyślam się, że nie bez wpływu na jakość.
Jak zatem prezentują się same wina?
Tesco Finest Cava Reserva Brut dość prosta, ale przyjemna: trochę jabłek, trochę skórki cytryny, szczypta nut drożdżowych. W ustach pieczone jabłko, cynamon, może odrobina migdała, całkiem długie i świeże. 85 punktów za 27,99 zł.
Tesco Finest Riesling Rheinhessen 2016, początkowo przytłumiony, schowany, po dłuższej chwili pokazuje lekko mineralny charakter i ciut brzoskwini. Na podniebieniu wyraźnie słodki owoc i sporo cytrusowej świeżości. Serce przy nim szybciej nie zabije. 84 punkty za 23,99 zł.
Tesco Finest Pinot Grigio Trentino DOC 2016 lekko obtłuczone jabłko, gruszka w zalewie, garść korzennych przypraw. Na języku miękkie, ze sporą goryczką i całkiem przyjemnym kwasem. Mało wrażeń i brak świeżości. 82 punkty za 24,99 zł.
Tesco Finest Gewurztraminer AOC Alsace 2016 mało ekspresyjny i aromatyczny, ale na szczęście czysty i typowy. Dalej jest prosto, znowu ze sporą goryczką, ale też niezłym mgnieniem owocu i zaskakującą kwasowością. Bez szału. 84 punkty za 49,99 zł.
Tesco Finest Pinot Noir Marlborough 2013 jest już całkiem nieźle dojrzałe – żurawina, podsmażona malina, ciut wilgotnej ziemi i korzennych przypraw. W ustach żurawina, ciut dymu i wędzonki oraz czekolady. Sporo alkohol – zbyt mocno rozgrzewa przełyk. 86 punktów za 59,99 zł.
Tesco Finest Argentina Mendoza Malbec 2016 dużo śliwki, jeżyn i lukrecji – intensywny i mocarny nos. W ustach jeszcze młode, z wyraźną, mocną taniną skórki wiśni i niezłą kwasowością. Pozytywne zaskoczenie – warto po nie sięgnąć, szczególnie, gdy lubicie mocniejsze doznania. 85 punktów za 27,99 zł.
Tesco Finest Viña del Cura Rioja Reserva 2013 pachnie kolą i goździkami, pod którymi kryją się całkiem intensywne czerwone owoce z dominantą truskawki. Z początku atakuje mocna, zadziorna beczka, spod której nieśmiało wyziera aronia i jeżyna. Później się ten owoc rozwija i wygrywa z amerykańską dębiną. Całkiem długie i smaczne. Robione w piwnicach Baron de Ley, o których to winach pisałem jakiś czas temu. 85 punktów za 49,99 zł. UWAGA – zdecydowanie lepsze, niż rocznik 2012, w którym beczka przyćmiła niemal wszystko.
Tesco Finest Late Bottled Vintage Port 2011 dość proste, ale ze słuszną dawką wędzonej śliwki, wiśniowej bombonierki w rumie i słodkiego tytoniu. W ustach czuć lekką zieloność, ziele angielskie, pieprz i skórkę orzecha włoskiego. Szału nie ma, ale wstydu też. 85 punktów za 49,99 zł.
Zaprezentowano również dwa wina, które nie są brandowane logo sieci, ale z tego, co mi wiadomo, są to również private labels, tylko takie w kamuflażu. Jak w tym skeczu z Moty Pythona.
Sauvignon Blanc Wairau Cove Marlborough 2016 był wyjątkowo podany z 3-litrowego bag in boksa. Jak dla mnie zbyt zasiarkowany i w sumie mało świeży. Liść porzeczki mieszał się z ugotowaną cebulą i kiszoną kapustą. W ustach mało świeżości, zmęczone z dolepioną kwasowością. Nie moja bajka, ale jako kolejna pozycja podczas majowego grilla, schłodzona do niemal zera, może być. 82 punkty za 24,99 zł (butelka), 89,99 zł (3l bib).
Tuella Douro DOC 2014 kolejna produkcja Symingtonów (po porto), ale jakoś mnie zachwyciła. Jak na 3-letnie Douro wydało się już zgasłe i pozbawione wigoru. O ile nos był całkiem przyjemny, ze sporą ilością czerwonych owoców wspartych całkiem sensowną beczką, to w ustach było dość płytko, szorstko. W ogóle nie zapada w pamięć. Szkoda, bo za 39,99 zł 83 punkty w markecie to bez szału.
Zaprezentowane butelki okazały się całkiem w porządku. Może nie są to wyżyny, ale wystarczająco niezłe, żeby w awaryjnej sytuacji skoczyć do pobliskiego Tesco. Ciągle mnie jednak zastanawia, czy private label w przypadku wina się sprawdzi. Ciężko mi sobie wyobrazić, że przeciętny Kowalski do niedzielnego obiadu postawi coś, co kojarzy się z produktami niższej jakości. Chyba, że poda w karafce, to wtedy luz.
Degustowałem w Weranda Bistro na zaproszenie Tesco Polska.