Dzisiejszy wpis jest geograficznie ulokowany niedaleko poprzedniego. Ta sama wyspa, ten sam region co Cimorosa, więc co najwyżej tylko inna parcela. Dziś degustujemy nowozelandzkie Pinot Noir.
Podobnie jak Sauvignon Blanc, Pinot Noir doskonale odnalazł się na nowozelandzkiej ziemi. Dość umiarkowany klimat sprawia, że ten jakże delikatny szczep ma doskonałe warunki do dojrzewania. Regiony winiarskie wysp leżą w południowej części globu, która odpowiada szerokościom geograficznym od Jerez w Hiszpanii po Bordeaux we Francji w północnej hemisferze. Natomiast fakt, że otoczone są przez ocean, powoduje, że klimat jest bardziej wyrównany – lata są nieco chłodniejsze a zimy łagodniejsze niż w Europie czy Stanach Zjednoczonych. To oznacza, że rosnące tam grona wrażliwego na aurę Pinota mają wspaniałą możliwość osiągnięcia swojej pełni – nie przegrzeją się latem i nie przemarzną zimą. Odpowiednie proporcje ciepła i zimna pozwalają zachować balans między rozkoszą czerwonych owoców i wyraźną, jakże pożądaną kwasowością. Te Pinoty z Nowej Zelandii, które do tej pory piłem, nie miały żadnych nut asfaltowych i petrochemicznych. Zawsze były owocowe i czyste, i ostre. Bardzo pijalne i bardzo przyjemne.
Jest tylko jeden problem. Wina z Nowej Zelandii, z przyczyn, które wyjaśniłem wcześniej, są drogie. Dodajcie do tego trudność uprawy Pinot Noir. Wynik? Czarny Pinot z antypodów jest drogi podwójnie. Z drugiej strony najczęściej jest wart swojej ceny.
Ja po Pinota z rożnych przyczyn (nie wiedziałem, czy będę miał czas na zrobienie wpisu) wpadłem w ostatniej chwili do Marks&Spencer tuż po pracy z nadzieją, że coś mają. Mieli wino o nazwie Kaituna Hills. Z kontretykiety wynika, że producentem jest Pernod Ricard New Zealand, które musiało wyprodukować wino w jednej z 12 winiarni, które posiadają w kiwilandzie. Nie to jest istotne. Największe znaczenie ma zawartość butelki. A ta jest przyjemna i nawet nie wiem, czy nie za przyjemna.Wino ma jasnorubinowy kolor, przypominający nieco truskawkowy syrop. Z czary kieliszka unoszą się aromaty malin, czarnych jagód, nieco truskawki i odrobina nut ziemistych. Początkowo obecne są też nuty dymne, ale z czasem ulatują. Usta zaś to owocowa przyjemność z truskawkowym kompotem na czele i świeżą, owocową kwasowością. Po nich odnajdują się poważniejsze tony waniliono-przyprawowe, lekki dym i czarny, świeżo zmielony pieprz. Wino jest ładnie poukładane, wszystko jest równe i gładkie, ale brakuje mu charakteru. Jest to typ wina, którym możecie zachęcić początkujących amatorów do sięgnięcia po Pinot Noir i pokazania, że niekoniecznie to stajnia albo asfalt, ewentualnie kwas. Kaituna Hills jest megapijalne i aż nasuwa się myśl, że może nie jest to wino. Ale jest! W 100%. Z tym, że nie jest wymagające. I tu chyba mam z nim problem – o ile w tej cenie można już znaleźć fajne wino i z Europy i Nowego Świata (na przykład świetny Boschendal Cab-Merlot), nad którym można chwil parę podumać, to tu mamy megaprzyjmenego prościaka, którego picie nie wywołuje większych emocji. Czy warto więc płacić tyle kasy za w sumie doznania dość przyziemne. Z jednej stronie nie – jeśli szukacie wina nieco bardziej złożonego. Z drugiej strony tak, jeśli lubicie lekkie, owoceowe Pinoty. Nie doradzam i nie odradza, ale na luzie znajdziecie dziesiątki lepszych w tej cenie.
Kaituna Hills Marlborough Pinot Noir 2013
Cena: 49,99 PLN
Kupione w: Marks&Spencer
Ocena: 7,5/10
O nowozelandzkich Pinotach pisali:
Czerwone czy białe już jako rezydent: http://czerwone-czy-biale.blogspot.co.nz/2015/03/winny-wtorek-95-te-kairanga-poinot-noir.html
Winniczek nieco z rezerwą, ale z dobrym przepisem na tuńczyka: http://winniczek.eu/bin/index.pl?PAGE=2151
Dolina Mozeli o czystym i ostrym Pinotem z Central Otago: http://dolinamozeli.blog.pl/2015/03/03/winny-wtorek-03-03-2015-nowozelandzkie-pinot-noir/
Nasz Świat Win tym razem solo w klimatach Davida Bowie: http://naszswiatwin.pl/winne-wtorki-z-nz-hunky-dory-marlborough-pinot-noir-2013/
[…] 2. Zdegustowany […]
[…] Zdegustowany – Kaituna Hills Pinot Noir […]
[…] Zdegustowany […]