Temat dzisiejszych Winnych Wtorków zaproponował Mikołaj Italianizzato – czerwone Niemcy. Po towarzystwie przeszedł szmer – czerwone wino zza Odry? To chyba tylko Gluhwein. Po kilku mailach negocjacji stanęło na „Czerwone Niemcy, a jak ktoś bardzo chce to białe, ale z wyjątkiem rieslinga”
Nie da się ukryć, że czerwone wina z teutońskiej ziemi nie są najpopularniejszym wyborem wśród polskich miłośników. W związku z tym oferta tychże nie jest jakaś szczególnie obfita w sklepach. Co innego białe: Rieslingów to każdy ma z 10 co najmniej, może jakiś Grauburgunder się trafi, czasami, jak ktoś ma farta to trafi w Kernera albo Sylvanera. Ja miałem na przykład okazję zupełnie niedawno pić bardzo dobre Pinot Gris (Grauburgunder) oraz znkomite Sauvignon Blanc z Badenii-Wirtenbergii. O mozelskim rieslingu pisałem wczoraj. Także niemieckie wina nie powinny się czuć szczególnie pokrzywdzone na moim blogu – wszak nie jest to najpopularniejszy kraj winny w Polsce. W sumie szkoda, bo ja tam niemieckie wina lubię. Ale lubię też francuskie. I portugalskie. I włoskie. Hiszpanię zresztą też. Ale dziś – Spätburgunder z Hesji Nadreńskiej.
Gdy zapadła klamka odnośnie wina, postanowiłem nie iść na łatwiznę (czyli szybka wyprawa po Muller Thurgaua) i szybko zacząłem poszukiwania sensownej czerwonej butelki w znanych mi sklepach. I co? Lipa – za wiele tego nie ma. Na szczęście przypomniałem sobie o restauracji połączonej ze sklepem z niemieckimi winami. Mam na myśli winebar Jung i Lecker, słynący z dystrybucji dobrych flaszek od naszych zachodnich sąsiadów. W zasadzie jest to jedyny kierunek, który leży w ich zainteresowaniu, stąd wybór nie za duży, za to selekcja całkiem, całkiem. W sklepie z półki wyszczerzył się do mnie Spätburgunder, czyli Pinot Noir, z ekologicznej winnicy Steinmühle z Hesji Nadreńskiej, czyli Rheinhessen.
Hesja Nadreńska to największy pod względem produkcji region winiarski w Niemczech – rocznie powstaje tam ok 2,3 mln hektolitrów wina. Białe oczywiście dominują i stanowią ponad 85 proc. produkcji. W całej tej masie dużą rolę odgrywa pop-wino znane w całej Polsce, szczególnie studentom, którzy chcą zaimponować i żeby oczarować wybranki, zamiast Kadarki przynoszą na imprezy Liebfraumilch (tak przynajmniej było za moich studenckich czasów). To półsłodkie cuvée, zwane w niektórych kręgach Maryjką, musi zawierać co najmniej 70% następujących gron: Rieslinga, Müller-Thurgau, Bacchusa, Sylvanera bądź Kernera. Musi mieć też co najmniej 18 gramów cukru resztkowego. Tyle o najpopularniejszym winie z Hesji Nadreńskiej.
Moje zaś należy do mniej popularnych – mając na uwadze, że czerwone wina stanowią mniej, niż 15% całości produkcji, a najbardziej powszechnym gronem czerwonym w regionie jest Dornfelder, to mój Pinot, z trzecią pozycją w tej barwie, to już niemal ciekawostka (choć to ciągle jakieś 1,3 tys. ha, czyli zupełnie niemało). Jak wcześniej wspomniałem, wino zostało wyprodukowane przez winiarnię Steinmühle, której tradycje sięgają roku 1737. Wtedy to przodkowie obecnych właścicieli nabyli młyn, który postanowili zamienić w winiarnię. Obecnie już 11 pokolenie dogląda gron i wytłacza z nich sok na wino. Obecnie uprawy prowadzone są w sposób ekologiczny z minimalną ingerencją w winnice i zachowaniem naturalnego ekosystemu tam panującego. Poza Pinot Noir w gamie swoich win mają Rieslingi (o jednym z nich całkiem ciepło pisał W. Bońkowski), Grauburgundery, Weiβburgundery, Sylvanery, Sauvignon Blanc oraz wina musujące (w tym Blanc de Noir na który ostrzę sobie zęby).
Jak zatem prezentuje się moje wino? Zupełnie przyzwoicie. Jest to beczkowany czarny Pinot, ale za cholerę nie mogłem znaleźć nigdzie informacji na temat czasu dojrzewania. Sądząc po ciemnej, choć przejrzystej i nieco wpadającej we fiolet barwie, to 12 miesięcy nie byłoby żadną niespodzianką. W nosie, znad ciemnego wina, delikatnie unoszą się aromaty truskawek, czarnych jagód, ściółki leśnej i odrobiny delikatnej pieprzności. Jest przyjemnie i pinotowo. W ustach zaś to, za co cenimy Spaetburgundera, czyli przede wszystkim truskawkowa kwasowość, za nią podążają wyczuwalne beczkowe taniny, które niezbyt dobrze się z ową kwasowością dogadują (trochę takie kanciaste jest). Wino raczej w solidnym stylu, przypominające w strukturze Pinota od Tibora Galego, jednak sporo od niego łagodniejsze i mniej toporne. Konsumowałem je w towarzystwie grillowanego łososia z sosem balsamicznym z ziołami. Zdecydowanie zyskały na tym wszystkie składniki – kwasowość wina łatwo dogadała się tłuszczem ryby, zaś cukier pogodził kwaśne tony wina. O dziwo, spora dawka beczki nie przyćmiła łososia a raczej podkreśliła jego smak. Zaskakująco smaczne połączenie.
Steinmühle Spätburgunder Trocken 2012
Cena: 46,55 zł
Kupione w: Jung i Lecker
Ocena: solo: 7,5/10 z jedzeniem – 8/10
O czerwonych winach z Niemiec pisali lub opowiadali:
Winniczek: http://winniczek.eu/bin/index.pl?PAGE=2114
Dolina Mozeli: http://dolinamozeli.blog.pl/2015/02/03/winny-wtorek-03-02-2015-niemiecka-czerwien/
Nasz Świat Win: http://naszswiatwin.pl/niemieckie-winne-wtorki-becker-family-pinot-noir-2011/
Italianizzato: http://www.italianizzato.blogspot.com/2015/02/winne-wtorki-salwey-spatburgunder-2011.html
Blurppp: http://blurppp.com/blog/winne-wtorki-nudny-niemiec-pasujacy-modelu/
Winiacz: http://www.winiacz.com/2015/02/winne-wtorki-pinot-noir-po-niemiecku.html
Pisane Winem: http://mariuszboguszewski.blogspot.com/2015/02/winne-wtorki-93.html
[…] 2. Zdegustowany […]
[…] Zdegustowany – Spätburgunder 2012 […]
[…] Zdegustowany […]
ale bym spróbowała tego łososia z winem
Zapraszam
[…] Zdegustowany również Pinot Noir […]
[…] Zdegustowany […]