Mam kolegę, Roberta. Znamy się od paru lat, coś razem na winnej niwie uczyniliśmy. Robert, oprócz tego, że bawi się literkami, ma też w Warszawie niewielki sklep z winami. Na półki tegoż trafiły w ostatnich dniach jego własne wino, które stworzył przed dwoma laty rokiem w Montsant.
Mamy więc polskie wino z Hiszpanii. Kiedyś Robert ze swoją partnerką pojechał do Katalonii do zaprzyjaźnionej bodegi Clos Maria. Tutaj, pod okiem enologa Toniego Marqueta, stworzyli cuvée, które nazwali MY. Przyozdobili je etykietą projektu Roberta i wszystkie 612 butelek trafiło kilkanaście dni temu do sklepu Barika. Jak widać ilość doprawdy butikowa i wróżę, że zniknie szybko ze sklepowych półek.
Bo ten kupaż Syrah, Merlot (75% składu wina – dojrzewanie w stali) z Cabernet Sauvignon, Cariñeny i Garnachy (25% – dojrzewanie w beczkach z francuskiego dębu) to nadzwyczaj dobrze zrobione wino, zachowujące lokalny, kataloński sznyt. Ciemne jak noc, pełne aromatów dojrzałej śliwki, malinowego soki i creme de cassis wspartych o nuty ziołowo-korzenne. W ustach mocna, ale nie ociężała budowa, czarna porzeczka, jagoda i odrobina mentolu obudowują ładnie poprowadzoną kwasowość, która daje też odpór słodyczy dojrzałego owocu. Tanina dobrej jakości, drobnoziarnista i soczysta – myślę, że wino w dobrej formie wytrzyma jeszcze pięć lat. Ergo – warto zdekantować. Na mój nos i język 89 punktów, za które zapłacicie 89 złotych. Warto po nie sięgnąć, albo komuś podarować, w końcu to jednorazowa okazja, która raczej szybko się nie powtórzy.
Butelkę otrzymałem od Roberta, za co z tego miejsca dziękuję.
Więcej o winie dowiecie się o tutaj.