Są takie momenty, gdy wszystkie elementy układanki, jaką jest życie, w magiczny sposób tworzą kolaż doskonały, który chcemy zachować na zawsze. Głęboko chowamy w sobie miejsce, ludzi, aurę, dźwięki, zapachy i smaki, które sprawiły, że czas zwolnił, lał się niczym miód między ustami towarzyszy stołu. Słodka lepkość bytu, zatrzymana w kilku zdjęciach i pielęgnowana z wielką czułością przez lata, nie raz rozgrzeje jeszcze krew i wleje nadzieję w to, że może jeszcze nie po nas.
Podwarszawski Winny Garaż stał się na kilka godzin taką tratwą, na której odpłynęliśmy na szczęśliwe wyspy, gdzie żadne złe oko nie mogło na dojrzeć. Robert i Marta postanowili podzielić się z nami swoim miejscem i w niedzielne wczesne popołudnie pojechaliśmy w kierunku Góry Kalwarii. Jednak w pół drogi między Piasecznem a Górą Kalwarią odbiliśmy w prawo, do miejsca, gdzie pozytywna energia unosi się leniwie i wprowadza w lekko senny nastrój. Nie ma gdzie się spieszyć, tu jest najlepiej.Nim jeszcze złożyliśmy zamówienie, Wojtek Henszel, właściciel Winnego Garażu wlał w nasze kieliszki Josten & Klein Vom Schiefer Riesling 2015. Piękne, precyzyjne, orzeźwiające a zarazem słone wino. A kurki na maśle i absolutnie delikatny tatar wołowy (jeśli lubicie smak mięsa a nie maggi – musicie tam jechać) rozpływały się w ustach i z każdym kęsem wprawiały w błogi stan. Czekając na dania główne popijaliśmy Rieslinga, a po chwili Wojtek poczęstował nas morawskim Chardonnay, towar spod lady, prywatna kolekcja, wart otwarcia.
Potem czas na Josten & Klein Glanzstück Sauvignon Blanc, jeden z najlepszych Sauvignon jakie dane mi było pić w ostatnim czasie. Czysty, z kroplą likieru porzeczkowego i kwiatami czarnego bzu, lekko ziołowy i kosmicznie mineralny. Ja wiem, że Riesling to królewski szczep, ale ja kibicuję Sauvignon Blanc i nic tego nie zmieni. Towarzyszył on krewetkom tygrysim z kolendrą i tagliatelle z krewetkami (uwaga na pastę – chyba najlepiej ugotowana po tej stronie Odry!). Czas spowolnił, wrzucił na luz, nie goniły go dedlajny, rozmowy trwały, mała wyspa oderwana z czasoprzestrzeni.
Jeszcze przed deserem pora na wytrwane ukoronowanie, Heinrich Spindler Ungeheuer Riesling 2014. Wino bogate, długie, rozwijające się w kieliszku od aromatów cytrusowych po elementy gałki muszkatołowej, każdy łyk to inne, bogatsze doznania. Jedwabista elegancja w płynie, mimo nienajlepszego rocznika.
Nie jadam deserów. Nie powinienem i nie jestem fanem. Najczęściej deser piję. Ale tu nie było odwrotu. Jeśli będziecie w Winnym Garażu i nie spróbujecie obłędnej bezy z owocami, będziecie cierpieć niespełnienie. A gdy do tego zamówicie Erbeldinger Rieslaner Auslese 2015, jeszcze młodziutkie, iskrzące niczym sierpniowe niebo niezliczoną ilością gwiaździstych bąbelków, nie będziecie mieć wątpliwości, że życie jest piękne. A przynajmniej bywa.
Gdy już będziecie posileni, a będziecie, grzechem byłoby nie wspomóc oszołomionego rozkoszą ciała nalewkami z Naszego Dworku. Dzieła Zbigniewa Sierszuły to efekt cierpliwości i miłości. Jeśli gustujecie w goryczce, piołunówka delikatnie wykrzywi Wam twarz, ale będzie to grymas rozkoszy. Orzechówka smakuje młodym orzechem włoskim, mirabelka zaś jak zmacerowana śliwka z domowego kompotu – przepyszne.
Na rozmowach, jedzeniu i piciu, cieszeniem się towarzystwem, nie wiadomo kiedy minęło nam pięć godzin. Powoli dobiliśmy tratwą z powrotem do portu, wszak czekają tam na nas. W doskonałych nastrojach opuściliśmy Winny Garaż, pełni błogiego spokoju powróciliśmy do domów, ciągle czując w ustach smak leniwie płynącego czasu. Jeszcze nie po nas.
Dziękuję Marcie i Robertowi z Naszego Świata Win za zaproszenie, towarzystwo i przyjaźń. Wojtkowi za życzliwą uwagę, piękne wina i dobrą energię, która od niego bije – udziela się całemu przybytkowi. Karolinie, że mogę się dzielić tym, co dla mnie ważne.
Ocen win nie ma – po co sobie psuć głowę mało istotnymi drobiazgami, gdy wszystko tak dobrze się układa. Uwierzcie mi, były doskonałe.